W tym roku tradycyjny już dla wspomnianej w tytule nagrody flejm jakoś się nie rozpalił. Odpowiedź na pytanie "Dlaczego?" jest bardzo prosta: głównie dlatego, że nominowane książki są co najmniej dobre*. Moje typy prawie całkowicie pokryły się z wyborami czytelników - Przedksiężycowych 2 i 3 rozbiłem na dwie pozycje i dodałem "Ektenię" Strzeszewskiego, nawet jeśli autor przed nominacją bronił się dość zaciekle. No cóż, jak się nie chce dostać nagrody, to się nie pisze dobrych książek, albo trzyma się je w szufladzie. Pewnie gdyby nie to, że w trakcie wyboru byłem jeszcze przed lekturą "Cieniorytu", to i Krzysztof Piskorski znalazłby się na mojej liście. Ponieważ w tym roku nie będę miał okazji zaznaczyć ulubionych lektur w trakcie Polconu, to zrobię to chociaż wirtualnie... OK, jedziemy!
5.
Andrzej Sapkowski "Sezon Burz".
jestem
od krytykowania twórcy, w którego książkach zaczytywałem się
kilkanaście lat temu i z przyjemnością robię to do dzisiaj. Nie
obchodzi mnie, czy Andrzej Sapkowski napisał tę książkę z
pobudek finansowych, z potrzeby duszy, czy rozbudowanego i nieco
schlapanego ego ("Ooo, to 'Wiedźmin' jest grą na podstawie
książki?!"). Jako czytelnik i fan cieszę się, że miałem
okazję jeszcze raz zagłębić się w świat Geralta i przeżyć w
raz z nimi kilka przygód. Jasne, Koral niemalże obraża związki
wiedźmina z Triss i Yennefer, a całość przypomina nieco
pozlepianego z kawałków potwora Frankensteina, ale... Szukając
prostackiej analogii (za scenę z pierdzącymi strażniczkami się
należy) - Andrzej Sapkowski jest raczej chirurgiem plastycznym
gwiazd, niż doktorem tworzącym ze zgniłych odpadów swoją bestię.
Mam nadzieję, że afera związana z ebookiem "Sezonu Burz"
da wydawcom do myślenia.
4.
Krzysztof Piskorski "Cienioryt".
Rozdarty
pomiędzy skrajnymi opiniami Agu i Cavy z przyjemnością stwierdzam,
że Krzysztof Piskorski dał mi jako czytelnikowi mnóstwo radości.
Kreacja świata, bohaterów, akcja, opisy pojedynków, nienaganny i
niezwykle barwny język - z przyjemnością pochłaniałem kolejne
strony i przypominałem sobie dlaczego w dzieciństwie tak
uwielbiałem "Trzech muszkieterów". I wciąż mnie
zastanawia gdzie Agu znalazła te nużące i przydługie opisy...
Szkoda, że odbiór książki kompletnie zepsuł mi epilog. Nie wiem
jakim cudem redaktor Cetnarowski przepuścił do druku te ostatnie
kilka stron.
3. Anna Kańtoch "Przedksiężycowi".
Kinowy "Władca
Pierścieni" czekał na należyte docenienie hollywoodzkich
akademików aż do trzeciej, najsłabszej części. Annę Kańtoch
wielokrotnie uhonorowano już za pierwszy tom "Przedksiężycowych"
i chyba tylko to może jej przeszkodzić w odebraniu statuetki za rok
2013, kiedy to pojawiły się tomy 2 i 3. Pomimo przerwy w pisaniu
autorce udało się utrzymać poziom narracji w całej trylogii, a
sam cykl można łączyć i rozdzielać w sposób dowolny, ponieważ
w całej opowieści nie widać żadnych szwów, a podział na trzy
tomy jest czysto umowny. Fantastycznie nakreślony setting,
interesujący bohaterowie, piękny język, historia intrygująca aż
do samego końca... Ania Kańtoch jak rzadko kto potrafi porwać
czytelnika w świat tak odmienny od naszego, a jednocześnie tak
prawdziwy.
2. Łukasz
Orbitowski "Szczęśliwa Ziemia".
Kilka
opowiadań autorstwa Łukasza Orbitowskiego ewidentnie nie
przygotowało mnie na zetknięcie się z powieścią jego autorstwa.
Niestety nie mogę porównać tej pozycji z poprzednimi dziełami
autora i chyba jeszcze przez jakiś czas nie będę mógł tego
zrobić. Boję się. Nie dlatego, że w "Szczęśliwą Ziemię"
wpleciono kilka wątków które można by określić mianem horroru,
o nie. Tutaj przeraża rzeczywistość. Bohaterowie których
poznajemy w trakcie powieści są nam pod wieloma względami tak
bliscy - decyzje i wybory które podjęli, które my byśmy mogli
podjąć. "Szczęśliwa Ziemia" to literacki cios w wątrobę
- jeden strzał i padasz. Prędko znowu nie sięgnę po książkę
Orbitowskiego, ale do każdej będę podchodził z dużym szacunkiem
i kilkoma butelkami okowity w rezerwie. Byłby to mój numer jeden w
tym roku, gdyby nie....
1. Cezary
Zbierzchowski "Holocaust F".
Powieściowy
debiut. Mam ogromne zaufanie do Powergraphu i nawet jeśli nieco
powątpiewałem, kiedy ustami redaktora Zwierzchowskiego reklamowali
się na blurbie, to postanowiłem książkę sprawdzić samemu.
Końce świata mają w fantastyce malowniczą tradycję. Co jednak, kiedy rozpadają się nie tylko światy, ale też sensy, społeczeństwa, systemy metafizyczne i ontologie?To ambitna hard sf w nowoczesnym stylu, kreśląca kształt nieubłaganej przyszłości, opowiadająca o wojnie, w której akcje militarne same w sobie są dziełami sztuki.Holocaust F to dynamiczna mieszanka energii Strossa, rozmachu wizji Stephensona, pesymizmu Wattsa i więcej niż szczypty szaleństwa Dicka. Takie książki zdarzają się niezwykle rzadko, ale kiedy już się ukazują, niezmiennie stają się wielkim czytelniczym świętem.
Jakież było
moje zdziwienie, kiedy z rozdziawionymi ustami odkładałem
"Holocaust F" na półkę, żeby przemyśleć to, co
właśnie przeczytałem... W dodatku przeczytałem bardzo szybko,
ponieważ Cezary Zbierzchowski osiągnął w swej powieści coś, co
mógłbym określić mianem mojego czytelniczego punktu G. To idealne
miejsce, w którym zbiera się cała mieszanka z pozoru skrajnie
różnych odczuć i wybucha całą gamą doznań, od metafizyki po
wartką akcję.
Cholera, muszę
to przeczytać jeszcze raz.
W dodatku
Zbierzchowski zrobił to za pierwszym razem.
* Przez dobre
rozumiem takie, które nie obrażają mojej, jako czytelnika,
inteligencji. Przekładając to na język <losuje kategorię...> kina: "Expandables 3" jest bardzo fajnym filmem pod piwo, ale do
Oscarów bym go jednak nie nominował.
Piskorski "lubi" mieszać w epilogach - w przypadku "Zadry" było podobnie, co prawda lata temu czytana, ale bardzo mi się, a potem epilog i... meh ^^
OdpowiedzUsuńGdybym kiedyś planował czytać inną jego książkę, to chyba pominę ostatnie strony ;)
OdpowiedzUsuń