Podobny
pomysł zakiełkował w umysłach ludzi z Shiver Games. „Lucius” daje możliwość
wejścia w rolę kogoś rodzaju Damiena Thorna z „Omenu”. Nasz bohater,
sześcioletni chłopczyk imieniem Lucius w dniu urodzin najpierw wycina dość
chłodny numer pokojówce, by następnego poranka zostać odwiedzonym przez
niezwykłego gościa. W pokoju dziecka zjawia się sam diabeł, wyjaśniając, że
właśnie on jest ojcem Lucjana i zamierza wykorzystać go do przejęcia władzy nad
światem. Jakżeby inaczej.
Mordując na trójkołowcu, czyli they see me rollin'
Dante
Manor, czyli plac zabaw Luciusa jest dość obszernym miejscem. Cóż się dziwić, w
końcu jeśli rodzić się antychrystem, to w odpowiednich warunkach. Do dyspozycji
gracza oddano całkiem sporą ilość pokoi, piwnic, podziemi oraz spory kawał
ogrodu. Całe szczęście, w trakcie eksploracji można natknąć się na innych
domowników, dzięki czemu miejsce nie sprawia wrażenie wymarłego. Przynajmniej
nie od razu.
Gra
to bardzo ciekawe połączenie kilku gatunków, a mianowicie thrillera
psychologicznego, horroru a nawet skradanki. Głównym celem Luciusa jest systematyczne
aranżowanie nieszczęśliwych wypadków, przerzedzając skład osobowy mieszkańców i
pracowników posiadłości.
Gracz dokonuje tego z użyciem mocy, jak na przykład telekinezy czy hipnozy oraz dość widocznych wskazówek. Trzeba jednak pamiętać, że przede wszystkim nie można dać się złapać. Lucius jest tylko dzieckiem, a z czasem (oraz ofiarami) rośnie determinacja policji oraz reprezentantów kościoła do wykrycia i unieszkodliwienia czynnika generującego wypadki. Choćby miało to oznaczać jeszcze jedną, sześcioletnią duszyczkę.
Całość, wraz z kilkoma zadaniami pobocznymi zajmuje około dziewięciu godzin i jak na grę niezależnego studia, prezentuje całkiem przyzwoity poziom. Grafika co prawda nie powala, ale i nie odstrasza, a to zawsze coś. Niestety, od czasu do czasu można trafić na przeróżnego rodzaju błędy, jak przenikanie obiektów, teleportacja postaci, brak kontroli nad antybohaterem. Czasem nie pozostaje nic innego, jak resetować grę.
Gaśnicą w twarz
Pomysł
na Luciusa prezentował się zacnie, a po zapowiedziach można było wiele się
spodziewać. Niestety, o ile nie jesteście, drodzy czytelnicy, fanami
odszukiwania sposobów na kolejne morderstwa (w sytuacji, gdzie tylko jedno
rozwiązanie jest słuszne), to nie będziecie się dobrze bawić. Shiver Games nie
pozostawia miejsca na improwizację, czy jakikolwiek inny przejaw kreatywności.
Nawet jeśli dałoby się wymyślić i zaaranżować coś inaczej, a graczowi trafia
się idealna okazja, to trudno. Trzeba robić „po bożemu”.
Głównie to z tego powodu gra zbierała przeciętne oceny. Bądź co bądź zasłużenie, ponieważ „Lucius” nie jest tytułem wybitnym. Nawet metka „bardzo dobry” niezbyt chce do niego przylegać. Może się jednak podobać, o ile nie popełni się błędu i uwierzy w dość popularne stwierdzenie, że oto mamy do czynienia z Hitmanem w demonicznym wydaniu. Oczywistym jest, że „Lucius” obok łysego zabójcy nawet nie leżał.
Jest jedno nastawienie, które pozwoli wycisnąć z tego tytułu najwięcej przyjemności. Oto mamy przed sobą unikalną grę logiczną z nutkami horroru. Możemy przestać udawać, że dobro jest zawsze najlepszym wyborem i oddać się radosnemu eliminowaniu kolejnych obiektów. Niby za każdym razem będzie to wyglądać tak samo? Prawda, ale za to jak malowniczo prezentują się kolejne zgony. Poza tym, to wciąż jest około dziewięć godzin grania za garść złotówek, a to dzięki Techland, które wydało tytuł w serii „Dobra Gra”.
Im
dłużej przebywałem w Dante Manor, tym więcej wątpliwości krążyło mi po głowie.
Początkowy zachwyt nad swobodą i niekonwencjonalnym podejściem do tematu
miarowo stygł. Owszem, jest to gra niezależnych twórców, ale czy to oznacza, że
należy oczekiwać od niej mniej? Odpowiedź może być tylko jedna – nie.
Produkt za który się płaci musi prezentować odpowiedni poziom. Nie można, czy raczej nie powinno się najpierw żądać wygórowanej ceny za coś, co odrzuca na pierwszy rzut oka. Całe szczęście, „Lucius” jest chlubnym wyjątkiem. Owszem, jest liniowa, błędy się zdarzają a po jednorazowym przejściu ma się pełen obraz, ale skromnym zdaniem autora niniejszej recenzji warto wyłożyć tych dziewiętnaście złotych i poświęcić synowi diabła kilka godzin.
Miłośnicy
rozgryzania zagadek nie będą zawiedzeni.
Komentarze
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)