Przejdź do głównej zawartości

Kalesony i Peleryna #2

Wyjaśnijmy sobie jedno, nie byłem fanem komiksów od DC. Właściwie, to oprócz Batmana uważałem całą resztę za lekko niepoważne twory o lekko niepoważnych pseudonimach. Wonder Woman? Boy Wonder vel Robin? Aquaman? Green Lantern? Dlaczego miałbym czytać o przygodach latarni, nawet jeśli zielonej? Przecież one nie mają zbyt wielu przygód, o ile nikt się z nimi nie zderzy. Dopiero w zeszłym roku uświadomiłem sobie w jak wielkim błędzie byłem.


Moja znajomość z ekipą ze stajni DC zaczęła się od komiksów z Batmanem i Supermanem wydawanych przez TM-Semic. Tutaj kończą się podobieństwa z herosami Marvela. O ile tamtych dopadałem w sklepach trudniących się sprowadzaniem komiksów zza wielkiej wody, to DC leżało u mnie odłogiem. Od czasu do czasu kupowałem zbiory wydawane przez Egmont i oglądałem animowanego Batmana, a czasem i Teen Titans na Cartoon Network (tzw. guilty pleasure), ale to by było na tyle. Ostatnio zastanawiałem się co było bodźcem do sięgnięcia po wydawnictwa DC Comics i do głowy przychodzą mi trzy powody. Po pierwsze, wideorecenzje komiksów Linkary, nadchodząca premiera Injustice oraz reboot pod nazwą The New 52.

 © http://comicbook.com
Właśnie – reboot. TN52 jednocześnie rebootem jest i nie jest. Bohaterowie są młodsi, a ich życie osobiste znane z poprzednich komiksów zostało zmienione. Przykładem niech będzie Arsenal, alter-ego używane między innymi przez Roya Harpera, bohatera który stracił córkę w serii Justice League: Cry for Justice, co prowadziło do wielu nieprzyjemnych wydarzeń. Postać Harpera była rozwijana na przestrzeni lat, a utrata córki i stopniowe popadanie w depresję można było śledzić z zaciekawieniem, choć nie bezkrytycznie.

© http://media.comicvine.com
Tymczasem, na skutek The New 52, postać Roya została właściwie napisana na nowo. Nie posiada już córki, a wszelkie ślady, że kiedykolwiek brał udział w wydarzenia Identity Crisis zostały usunięte. Właściwie teraz jedynymi cechami go charakteryzującymi są głupawe komentarze, czapeczki z daszkiem oraz umawianie się ze Starfire. Nie ma co się dziwić, że wierni fani byli wkurzeni. 
Superman gania po Metropolis w podkoszulku, a z Lois Lane łączą go stosunki służbowe, ale zaliczył po drodze śmierć z rąk Doomsday’a. Batman zaś posiada trzech byłych i jednego obecnego Robina, ale wnioskując z wyglądu, ledwo przekroczył trzydziestkę. 

Właściwie na tym polega ten niby-reboot. DC Comics przerobiło postaci i wypuściło je na pastwę kolejnych zagrożeń. Z jednej strony to dobrze, bo nie trzeba po raz kolejny przebijać się przez dobrze znane historie. Z drugiej, fani mogli poczuć się oszukani przez wycięcie najciekawszych fragmentów z historii ich ulubionych postaci.
Skoro już się rozpisałem na temat TN52, pora przedstawić kilka serii, które zapisały mi się w pamięci z tego czy innego powodu. Zapraszam do lektury.

Detective Comics

 ©  http://www.darkknightnews.com
Batman bardzo długo wiódł prym wśród moich ulubionych postaci od DC (w sumie wąskie grono, składające się do niedawna z Batmana, Nightwinga i Raven), tak więc naturalną koleją rzeczy, najpierw sięgnąłem po komiksy z Mrocznym Rycerzem. O ile w siostrzanej serii (o której za chwilę) mamy do czynienia z wielozeszytowymi seriami w stylu Death of the Family, tutaj dostajemy krótsze opowieści z gackiem robiącym to, w czym jest najlepszy - kopanie tyłków i robota popisowa robota detektywistyczna. W sam raz, by się oderwać od zakrojonych na szeroką skalę (bo dotyczącą całej patologicznej rodziny Batmana) opowieści. Z ciekawostek, pierwsze siedem zeszytów Detective Comics zostało wydane u nas przez Egmont.

Batman

 © http://comicbook.com 
Jako, że wywołałem nietoperza z jaskini, to parę słów i o tej serii. Na łamach tego komiksu mieliśmy już crossover „Night of the Owls”, gdzie  tajemnicza loża wzięła na cel zarówno Batmana, jak i Bruce’a Wayne’a. Wydarzenia prowadzące do konkluzji są co prawda godne zainteresowania, ale nic nie przebije sagi „Death of the Family”, gdzie Joker udowodnił dlaczego jest najniebezpieczniejszym przeciwnikiem Batmana. Czytelnicy mają możliwość rzucić okiem na źródła szaleństwa klauna, jak i na pęknięcia wśród stronników Nietoperza. Joker z właściwą sobie gracją wykorzystuje tajemnice Mrocznego Rycerza, by odsunąć od niego wszystkich. Porywa nawet Alfreda, zasiewając w szeregach tych dobrych ziarno niepewności. Czy Joker wie kim są? Wszystko to prowadzi do niesamowicie klimatycznego spotkania przy makabrycznym obiedzie. „Death of the Family” pochłonąłem niemal z marszu, dając się porwać szaleństwu. Po zakończeniu tempo co prawda zwolniło, ale liczę na więcej.

Action Comics

  © http://static.comicvine.com
Zgubiłem się podczas lektury tego komiksu. Znaczy się nie od razu, bo seria rozpoczyna się opowieścią o tym, jak Clark Kent wszedł w posiadanie zbroi Supermana, która zastąpiła niebieskie rajtuzy z pociesznymi, czerwonymi antygwałtami. Ta część jest ciekawa, przynajmniej w porównaniu z tym, co dostajemy później. Straciłem się dopiero w chwili przedstawienia kolejnego adwersarza o imieniu Vyndktvx, który to zaczyna się bawić czasem, miotając Supermanem w przyszłość i przeszłość. Gdybym się wgryzł w tę historię od początku, to może bym dał radę ułożyć ją w jakąś logiczną całość, ale tym razem nie udało się. Inna sprawa, że przeciwnik będący skrzatem o za dużej głowie jakoś mnie nie zainteresował. Solidna kreska i Superman, którego w końcu polubiłem, pozwoliły mi przebrnąć przez numery 10-20 tego wydawnictwa. 

Superman

Z przytoczonego powyżej powodu, sięgałem po Supermana z obawami, całe szczęście, że te okazały się bezpodstawne. W „Supermanie” mamy przynajmniej zachowaną ciągłość zdarzeń. Choć czyta się dobrze, a kreska jest przyjemna dla oka, to dopiero saga „H’El on Earth” pokazuje, że z tej postaci można sporo wycisnąć. Co się stanie, jeśli na Ziemię trafi kolejny ocalały mieszkaniec Kryptona? Jeśli okaże się być silniejszy od Supermana, a na dodatek rozkocha w sobie Supergirl, obiecując przywrócić ich rodzinną planetę? Wtedy nawet cała Justice League może nie wystarczyć.


Batman Inc.

Zabrałem się za ten tytuł w skutek zeszytu „Requiem” (komiks o tej nazwie przewija się przez wszystkie serie związane z rodziną Batmana), pokazującego jak śmierć jednego z bliskich Mrocznego Rycerza wpłynęła na resztę herosów. Próbowałem i to bardzo, ale kreska tutaj jest dla mnie odpychająca i nie potrafiłem się skupić. Dotarłem do sceny śmierci i odpuściłem. Ta postać pewnie i tak wróci w ten czy inny sposób.

Green Lantern

© http://metalarcade.net
W The New 52 jest kilka serii traktujących o Latarniach (z pamięci: Green Lantern, Green Lantern Corps, Green Lantern the New Guardians, Red Lanterns), ale nie mam tyle cierpliwości, by rozpisywać się o wszystkich. Brałem się za Green Lantern z lekką rezerwą. Film o tej postaci mnie nie zachwycił, a sama jej koncepcja odrzucała, nie wspominając o przedziwnych postaciach. Ciężko było również zorientować się w sporej ilości korpusów Latarni, nie ograniczających się wcale do zielonego, żółtego i czerwonego, ale to były przejściowe trudności, zdecydowanie warto było dać szansę Halowi Jordanowi i Sinestro. To właśnie ta dwójka rozpętała wydarzenia prowadzące do epickiego finału, a rozpisana na kartach komiksów z Latarniami historia z lekko kołującej stała się porywająca i jedna z lepszych, jaką miałem przyjemność przeczytać. O ile, drodzy czytelnicy, dacie szansę Zielonym Latarniom, to założę się, że dacie się porwać zwrotom akcji i pomysłowo skonstruowanym postaciom.

Justice League

Cóż można napisać o Lidze, czego jeszcze nie napisano? Silna grupa pod wezwaniem w osobach Batmana, Supermana, Wonder Woman, Flasha, Cyborga, Aquamana i Zielonej Latarni nie może się mylić. Choć musze przyznać, że osobiste sprawy herosów są o wiele bardziej ciekawe od walki ze złoczyńcami, to wspominam o tytule z innego powodu. Chodzi mianowicie o innego bohatera, z którym Liga dzieli zeszyty - Shazam, bo o nim mowa, nigdy nie należał do moich ulubionych postaci. Co się stanie, gdy niemal nieograniczona moc trafi w ręce dziecka? Można, na przykład, kibicować Black Adamowi w kopaniu tyłka temu dobremu. Rozumiem, że nie każdy heros musi być lubiany, a Shazam z pewnością ma fanów. Korzeni mojej niechęci dla tego konkretnego bohatera doszukuję
się jeszcze za czasów, gdy zwał się Captain Marvel. Uważam go za wyjątkowo infantylną (co jest zrozumiałe, w końcu to dzieciak) i niesympatyczną postać, a póki co, DC nie zrobiło niczego, by zmienić moje zdanie.

Jak widzicie, drodzy czytelnicy, The New 52 obfituje w ciekawe historie i z przyjemnością napisałbym parę słów na temat każdej z nich. Niestety, jak widać powyżej, objętość jest porażająca i w sumie nie jestem pewien, czy ktokolwiek dobrnie do końca, zatem litościwie zakończmy tę część Kalesonów i Peleryn. W następnej kilka słów na temat mniej konwencjonalnych herosów, a od części czwartej zacznę na bieżąco pisać o aktualnie wychodzących komiksach od Marvela i DC.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014