[FUNtastyczna kanapa] Żadnego psychopaty niestety nie udało mi się przebadać... - Rozmowa z Martyną Raduchowską
Po kilkumiesięcznej
przerwie wracamy z cyklem FUNtastyczna kanapa! W najnowszym wydaniu rozmawiamy
z Martyną Raduchowską, autorką "Szamanki od umarlaków" i jej
kontynuacji - "Demon Luster". Będzie o najnowszej powieści,
dojrzewaniu, zawartości autorki w bohaterce, Pierwszym Prawie Raduchowskiej i o
tym, dlaczego marzeniem Martyny jest wsadzić psychopatę do tomografu.
Zapraszamy do lektury!
FUNtastyka: W piątek
premiera twojej drugiej powieści „Demon luster”. Czy możesz powiedzieć o niej
parę słów, jak się ma do „Szamanki od umarlaków”?
Martyna Raduchowska: Z
jednej strony bardzo się ma, bo kończy wszystkie rozpoczęte w „Szamance...”
wątki, zatem pod względem fabularnym stanowi kontynuację w pełnym tego słowa
znaczeniu. Z drugiej jednak ma się średnio, ponieważ wydarzenia opisane w
„Demonie...” nie są już tak beztrosko zabawne, niosą ze sobą zdecydowanie
poważniejsze konsekwencje, a przy tym są bardziej dynamiczne. Bywa śmiesznie,
owszem, zwłaszcza, że mimo niesprzyjających okoliczności postacie bynajmniej
nie straciły poczucia humoru, ale ogólna atmosfera drugiego tomu jest w moim
odczuciu cięższa, gęstsza. Podobną zmianę widać zresztą po głównej bohaterce,
która szybko musiała wydorośleć, nabrać zdecydowania w działaniu i zawalczyć o
przetrwanie. Ale to wszystko wynika przede wszystkim z tego, że w tak zwanym
międzyczasie zmieniłam się ja.
FUNtastyka: Czy można
czytać „Demona Luster” bez znajomości „Szamanki od umarlaków”?
Martyna Raduchowska:
Śmiało można. Specjalnie z myślą o tych, którzy nie mieli okazji przeczytać
pierwszego tomu, wyposażyłam „Demona...” w prolog streszczający fabułę jedynki.
Skupia się on na wydarzeniach kluczowych dla intrygi z części drugiej, wyjaśnia,
jak Ida wpakowała się w tarapaty, z których w „Demonie...” próbuje się
wypakować. Mam wrażenie, że ów prosty zabieg czyni kontynuację całkiem
samodzielną pozycją. Oczywiście taki wstęp nie zastąpi lektury samej
„Szamanki...”, dlatego tych, którzy lubią się pośmiać i chcą lepiej poznać
bohaterów, gorąco namawiam do przeczytania mojego powieściowego debiutu.
FUNtastyka: Biorąc pod
uwagę niektóre fragmenty powieści musimy spytać: czy stałaś się mroczną
pisarką, tworzącą tylko przy pełni księżyca, uprzednio łyknąwszy czerwonego
wina? Ile Martyny jest w Idzie, a ile Idy w Martynie?
Martyna Raduchowska: A
wiecie, coś w tym jest, zdecydowanie wolę tworzyć w nocy niż w dzień. Cisza,
spokój, nikt nie przeszkadza, nikt nie wierci, hiperaktywne dziecko sąsiadów nie
wali czym popadnie w podłogę, która przy okazji jest niestety moim sufitem...
Zaś co do zawartości
autorki w bohaterce i odwrotnie, muszę przyznać, że ja i szamanka jesteśmy
całkiem podobne. Obie wybrałyśmy studia psychologiczne, patrzymy na świat z dużym
sceptycyzmem, mamy ironiczne poczucie humoru. O, właśnie do mnie dotarło, że
obie opuściłyśmy rodzinny dom, zanim skończyłyśmy dwadzieścia lat. Ida z
pierwszego tomu nie ma takiej pewności siebie jak ja, gorzej radzi sobie z
przeciwnościami losu, narastające problemy szybko ją przytłaczają. Natomiast
nigdy jeszcze nie byłam tak zdeterminowana jak Ida z „Demona Luster” i wcale
nie jestem pewna, czy na jej miejscu znalazłabym w sobie taką siłę, żeby
przegonić czarne myśli z głowy, zagryźć zęby i działać, zamiast rozpaczać.
FUNtastyka: W twoich
wcześniejszych tekstach – powieści „Szamanka od umarlaków” i opowiadaniu „Cała
prawda o PPM” (podobnie jak u Mileny Wójtowicz oraz Marty Kisiel) wyraźnie czuć
wpływy Fahrenheita*. Czy w „Demonie luster” próbujesz odejść od tego klimatu?
Martyna Raduchowska:
Mówiąc o wpływach Fahrenheita, macie na myśli coś więcej niż specyficzne
poczucie humoru?
FUNtastyka: Głównie
zawarty w tych tekstach humor, ale też pewną lekkość i styl budowania zdań,
charakterystyczny dla waszej trójki w początkach kariery. Hej, no i podobnie
jak Kisiel, udało ci się odkryć istnienie tworu zwanego fabułą już w drugiej
książce! Nawet Pratchett potrzebował na to więcej czasu.
Martyna Raduchowska:
Dumna z siebie jestem, że w kwestii fabuły tak szybko doznałam objawienia! I
myślę sobie, że ten dysonans między tym, co pisałam kiedyś, a tym co tworzę
teraz wynika przede wszystkim z faktu, że się nieuchronnie i nieodwracalnie
starzeję (Nie przesadzaj, jesteśmy z tego samego rocznika! ;P - dop. el Browarre).
Powieściowy debiut spłodziłam jako dwudziestodwuletnie dziewczę, teraz mam na
karku dwadzieścia sześć wiosen. Te cztery lata były dla mnie niezwykle
intensywne, nie skłamię, jeśli powiem, że niektóre z doświadczeń, jakich po
drodze nabrałam, wywróciły mój świat do góry nogami. A te wywrotki były na tyle
spektakularne, że mam teraz cały zbiór autobiograficznych wątków, które kiedyś
pewnie splotę w fabułę i przeleję na papier. Kiedyś, kiedy będę umiała patrzeć
wstecz bardziej obiektywnym okiem. Słowem, sporo przeżyłam i co za tym idzie,
zwyczajnie dojrzałam, a wraz ze mną dojrzało moje pisanie.
Gdy po powrocie do
kraju usiadałam do „Demona...”, nie starałam się świadomie odciąć od korzeni,
co więcej, naprawdę próbowałam popełnić kontynuację w podobnym klimacie, w
jakim powstała „Szamanka...”. Dopiero po tym, jak zaliczyłam kilka nieudanych
podejść, wreszcie do mnie dotarło, że historia, którą staram się opowiedzieć,
wymaga jednak innego wykonania niż tom pierwszy. Plan fabuły kontynuacji
ewoluował wraz ze mną, bo choć po premierze „Szamanki...” przez blisko półtora
roku nie miałam czasu na pisanie, to w każdej wolnej chwili przeglądałam
konspekt drugiej części i uzupełniałam go o nowe pomysły. Nie zdawałam sobie
przy tym sprawy, że „Demon...” robi się coraz mniej „szamankowy”, to się stało
mimochodem, że tak polecę lengłydżem: I didn't see that coming.
FUNtastyka: I naszym
zdaniem wyszło to książce na dobre. Jakie są twoje plany pisarskie? Zakończenie
„Demona Luster” sugeruje kontynuację…
Martyna Raduchowska:
Umyślnie zostawiłam sobie uchyloną furtkę do ewentualnego tomu trzeciego,
przyznaję bez bicia. Nie jestem gotowa, by rozstać się z bohaterami, w
kolejnych tekstach mam zamiar trzymać się – między innymi - mniej lub bardziej
typowego urban fantasy, więc wszystko jest możliwe. Na pewno napiszę
opowiadanie wyjaśniające sami-wiecie-co, bo pełna historia Kusiciela zwyczajnie
nie zmieściła mi się w powieści. A co do przekwalifikowania dylogii na trylogię
– na pewno nie będę tego robić na siłę. Zobaczymy, jak Czytelnicy przyjmą
„Demona...”, poczekam, aż pomysł na część trzecią, który kiełkuje mi gdzieś w
podświadomości, nabierze rumieńców i ciałka, bo na razie to raczej jednowątkowe
i mocno dziurawe chucherko. Nie chcę się z tym śpieszyć, żeby nie schrzanić
opowieści. Szanse na kontynuację są i to naprawdę spore, ale pewności, że owa
powstanie nie mam żadnej. Chociaż nie ukrywam, że bardzo chciałabym ją
popełnić.
A co do pozostałych
planów pisarskich, wszystko wskazuje na to, że gatunkowo jeszcze bardziej
zbliżę się do kryminału. Ale więcej wolałabym nie zdradzać. W każdym razie
wiedzcie, że coś się dzieje.
FUNtastyka: O właśnie,
kryminał! Z zamiłowania jesteś pisarką, natomiast z wykształcenia psychologiem
i kryminologiem. Na ile wykształcenie ma wpływ na twoje pisarstwo?
Martyna Raduchowska:
Dopiero w „Demonie...” można natknąć się na zagadnienia, które przemyciłam z
sali wykładowej, we wcześniejszych tekstach tego wpływu nie ma wcale. No dobra,
poza jedną rzeczą: Ida marzy o psychologii, a to zainteresowanie odziedziczyła
po mnie. „Szamanka...” powstawała na drugim roku studiów i była dla mnie
sposobem na wyciszenie umysłu, na oderwanie się od notatek, esejów, egzaminów i
całego uczelnianego zamieszania - pewnie dlatego debiut wyszedł mi bardziej
żartem niż serio. W kontynuacji natomiast jest znacznie więcej motywów i
postaci, które wymyślałam, pełnymi garściami czerpiąc inspiracje z książek i
artykułów poświęconych psychopatologii. Zresztą, podobnych tematów jest teraz
pełno w telewizji i literaturze, zatem na brak materiałów naprawdę nie można
narzekać.
FUNtastyka: Co
sprawiło, że wybrałaś właśnie taki kierunek studiów? O ile psychologia jest
bardzo popularna, tak kryminologia i neurobiologia poznawcza nieco mniej...
Planujesz kiedyś pracować "w zawodzie"?
Martyna Raduchowska:
Kryminologia pięknie komponuje się z psychologią, obie dziedziny próbują
znaleźć przyczyny ludzkich zachowań oraz wyjaśnić, co sprawia, że niektórzy tak
bardzo różnią się od „normalnej” reszty społeczeństwa. Ponadto zbrodnia
fascynowała mnie od zawsze, więc kiedy dowiedziałam się, że mogę połączyć oba
kierunki, nie zawahałam się nawet na sekundę. Neurobiologia poznawcza natomiast
patrzy na problem z dużo konkretniejszego punktu widzenia, skupia się przede
wszystkim na mózgu, przyczyn wszelkich schorzeń czy zaburzeń szuka w jego
nieprawidłowej aktywności, którą można zmierzyć, porównać i na tej podstawie
wyciągnąć wnioski. Takie naukowe, rzeczowe, medyczne wręcz podejście do badania
ludzkiej natury wydało mi się idealnym uzupełnieniem dla tego, czego nauczyłam
się w Walii.
No i odkąd dowiedziałam
się, że mózg psychopaty wykazuje inną aktywność niż mózg osoby zdrowej,
marzyłam o tym, by móc przeskanować ludzi za pomocą rezonansu magnetycznego i
przekonać się, jak to ustrojstwo działa. W Yorku miałam po temu okazję, jednak
żadnego psychopaty niestety nie udało mi się przebadać...
FUNtastyka: Dr. Lecter
miał podobne marzenie... Oglądałaś serial „Hannibal”? W końcu jako kryminolog
mogłabyś go ocenić profesjonalnym okiem.
Martyna Raduchowska:
Jasne, że oglądałam. Tytułowy Hannibal jest tak czarująco niebezpieczny i tak
przekonujący, że nie miałam najmniejszych problemów, by uwierzyć, że aktor
naprawdę jadł ludzi na planie. Majstersztyk. Elegancki potwór z klasą, psychol
jak się patrzy, typ kalkulujący, czyli mój ulubiony. Równie mocno zafascynowała
mnie postać Willa Grahama, to jak wykorzystuje własną „przypadłość”, by wniknąć
w umysł mordercy, poznać jego motywy, dowiedzieć się kim jest i jak myśli.
Bardzo spodobał mi się fakt, że ten talent ma swoją cenę, że zanurzając się w
psychikę kolejnych zabójców, Will stopniowo traci kontrolę nad własnymi
emocjami i działaniami, czego Lecter nie omieszka wykorzystać.
Swoją drogą, zanim
obejrzałam „Hannibala” nie sądziłam, że ktokolwiek poza Hopkinsem będzie umiał
wiarygodnie zagrać psychopatę, który nawiązuje więź z drugim człowiekiem i
wyraźnie troszczy się o inną ludzką istotę, jednocześnie pozostając
nienasyconym drapieżnikiem. Mikkelsenowi udała się ta sztuka wyśmienicie, razem
z Dancym tworzą naprawdę znakomity duet.
FUNtastyka: Zgadzamy
się w 100%, chyba poprosimy cię o zrecenzowanie dla nas kilku odcinków drugiego
sezonu! Pozostając przy serialach, wspominałaś nam ostatnio, że „Almost Human”
było dla ciebie bardzo inspirujące... Opowiedz trochę o tym, bo nigdy nie
podejrzewalibyśmy cię o literackie plany związane z SF.
Martyna Raduchowska:
„Raport Mniejszości”, „Almost Human”, a także „Mass Effect” i „Deus Ex: Human
Revolution” - takie tytuły sprawiają, że naprawdę mam ochotę porzucić na chwilę
urban fantasy na rzecz s-f. Temat transhumanizmu coraz bardziej mnie pociąga.
Czy twór syntetyczny posiada duszę? Ile jest człowieka w robocie? Jak daleko
zdołamy się posunąć, by przezwyciężyć ograniczenia ludzkiego ciała i umysłu? Kto
wie, jeśli tylko wyobraźnia mnie nie zawiedzie, może niedługo spróbuję
odpowiedzieć na te pytania po swojemu.
FUNtastyka: Brzmi
intrygująco! A twój wieloletni pobyt w Walii? Jakieś lokalne mity, legendy czy
wydarzenia podsunęły ci pomysły?
Martyna Raduchowska:
„Shade” z antologii „Nawiedziny” jest w osiemdziesięciu procentach opowiadaniem
autobiograficznym. Występujący w nim bohaterowie – poza jednym - istnieją
naprawdę, niektóre dialogi to nic innego, jak zapis rozmów, które faktycznie
miały miejsce i których byłam świadkiem. Postać, krótko acz treściwie opisana
we fragmencie otwierającym opowiadanie, to mój pierwszy landlord i pierwszy
szef, w tekście zmieniłam mu tylko imię z Emyr na Emir, bo tak jakoś ładniej mi
brzmi. Jeśli ten człowiek jeszcze nie siedzi, to z całą pewnością będzie
siedział, za swoje przekręty już nie raz trafił do gazet. Naprawdę niewiele
musiałam dodawać od siebie, niewiele kombinować, by zrobić z tego fantastykę.
Nawet gar godzinami gotujących się – i w przekonaniu Toma magicznych -
ziemniaków widziałam na własne oczy.
Zresztą, wszystko
wskazuje na to, że niedługo będę mogła udostępnić to opowiadanie Czytelnikom
jako ebook, bo prawa do tekstu właśnie wracają do mnie, zatem kto jeszcze nie
zna walijskich perypetii Raduchowskiej, ten będzie miał po temu znakomitą
okazję. W razie czego chętnie zdradzę, które wydarzenia miały miejsce naprawdę,
a które niekoniecznie.
FUNtastyka: Ida jest
złośliwa i uwielbia pyskować, Tekla jest wcieloną ironią, a i Kruchy sporo
kąśliwych uwag dorzuca. Od zawsze uwielbiasz złośliwców, czy to brytyjskie
poczucie humoru tak mocno ci się zaszczepiło?
Martyna Raduchowska: To
pierwsze. Mam do nich jakąś niewytłumaczalną słabość, odkąd pamiętam otaczałam
się uszczypliwymi osobnikami, bardzo cenię sobie ironiczne poczucie humoru. Że
nie wspomnę o mojej siostrze, pierwowzorze Tekli, ani o tym, że największy
złośliwiec, jakiego znam, jest moim przyszłym mężem.
FUNtastyka: A
zamiłowanie do kulinarnych eksperymentów? W trakcie czytania niektórych rozdziałów
„Demona Luster” zerkaliśmy tęsknię w stronę kuchni...
Martyna Raduchowska: A
tu muszę Was rozczarować, materiał na szefa kuchni ze mnie kiepściutki. Nie mam
ani talentu, ani dobrych chęci, trzymam się kilku ulubionych przepisów i tyle.
I tym bardziej się cieszę, że te fragmenty wypadły tak wiarygodnie, bo naprawdę
nie chcielibyście, żebym Wam gotowała, wierzcie mi na słowo.
FUNtastyka: Dwa tomy
urban fantasy, kilkaset stron o młodej i atrakcyjnej dziewczynie, gdzie jest
jakiś romans, kurka wodna?! Wstydzisz się opisywać sceny miłosne?
Martyna Raduchowska: Na
sceny miłosne przyjdzie pora, w tej historii zwyczajnie nie było dla nich
miejsca. Po pierwsze, nie chciałam rozcieńczać fabuły sercowymi rozterkami, a
po drugie, wolałam skupić się na tworzeniu więzi między bohaterami, budowaniu
zaufania, przyjaźni – w końcu każdą relację od czegoś trzeba zacząć, a nic nie
zbliża dwojga ludzi bardziej niż wspólne tajemnice. Zresztą, czasem lepiej na
przyjaźni poprzestać, właśnie po to, by jej nie stracić. Sama jestem ciekawa,
co z tego będzie. Wstydzić się nie wstydzę, ale wcale nie mam pewności, czy
podołam, kiedy na takie sceny przyjdzie czas. Nie boję się jednak spróbować. No
dobra, może troszkę.
FUNtastyka: Chyba
wytniemy tę wypowiedź i sformułujemy na jej podstawie „Pierwsze Prawo
Raduchowskiej”. Na koniec nasze standardowe pytanie: co ostatnio czytałaś i
spodobało ci się na tyle, że chciałabyś to polecić?
Martyna Raduchowska:
„Opowieści z Meekhańskiego Pogranicza. Północ-Południe” oraz „Wschód-Zachód”,
przede mną jeszcze „Niebo ze stali”. Dla wielbicieli fantasy twórczość Wegnera to
pozycja obowiązkowa, świetnie pomyślana, świetnie napisana, wprost nie mogłam
się oderwać. Wcześniej przeczytałam polecone przez was „Ślepowidzenie” Petera
Wattsa. Autor stworzył prawdziwe studium nad świadomością, przedstawił pierwszy
kontakt z obcymi w bardzo oryginalny sposób i skonstruował arcyciekawych
bohaterów, takich jak lingwistka o czterech osobowościach czy syntetyk
posiadający tylko połowę mózgu. A do tego jak nikt inny sprawił, że byłam
gotowa uwierzyć w istnienie wampirów. Jego wizja krwiopijców dosłownie wbiła
mnie w fotel, a naukowe teorie, które przy okazji stworzył, brzmią tak
wiarygodnie, że czytając przypisy oraz źródła dołączone do książki, szczerze
żałowałam, że on to sobie tylko wymyślił. Jako czytelnik dałam się porwać, mimo
że lektura nie należy do najłatwiejszych. A jako psycholog i neurobiolog chylę
czoła przed rzetelnym podejściem do tematu, Watts odwalił kawał dobrego
researchu.
FUNtastyka:
Zapomnieliśmy, że doszło standardowe pytanie numer dwa! Opowiedz nam proszę o
swoim kocie. Jeśli nie dostąpiłaś zaszczytu posiadania kota, to o innym twoim
zwierzaku.
Martyna Raduchowska:
Zaszczytu dostąpiłam, a jakże. Miałam kotkę, całą czarną, posiadaczkę
najpiękniejszych żółto-zielonych ślepi, jakie kiedykolwiek widziałam.
Towarzyszyła mi przez 16 lat, wiernie czuwała nad każdym z moich tekstów,
grzejąc się przy laptopie i zamiatając ekran ogonem. Kilka lat temu wyczerpała
jedno ze swych dziewięciu żyć i teraz niecierpliwie czekam na moment, gdy będę
mogła przyjąć pod dach kolejne z jej wcieleń.
* Internetowy magazyn
literacki i powiązane z nim forum, na którym prowadzony był kurs pisania;
uczestniczyli w nim m. in. Martyna Raduchowska, Marta Kisiel czy też nasz
redaktor - Cava.
| Recenzja "Demon luster" Martyna Raduchowska |
Komentarze
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)