Przejdź do głównej zawartości

Niezwykła historia Marvel Comics, czyli kilofem w Dom Pomysłów [recenzja]

Niezwykła Historia Marvel Comics” czekała na półce jeszcze od zeszłego roku. Nie chciałem się zabierać za tę książkę ze względu na pewność, że zmieni ona moje spojrzenie na autorów odpowiedzialnych za stworzenie większości bohaterów i ich niesamowitych przygód. Wieści o nadchodzącym "Age of Ultron" pomogły podjąć decyzję i nadrobić zaległości.

Wydana w Polsce przez SQN książka to nic innego, jak zapis drogi Marvela od jego założenia aż do teraźniejszości, z czego XXI wiek zajmuje najmniej miejsca, czego można było się spodziewać już po samym tytule. Czytelnik staje się świadkiem wykluwania się myśli genialnych oraz tych lekko idiotycznych. W drzwiach wydawnictwa pojawiają się ludzie pełni pomysłów i chęci, by po kilku latach ciężkiej pracy odejść do konkurencji, a życie toczyło się dalej.

Co do jednego miałem rację, „Niezwykła Historia Marvel Comics” zmieniła sposób w jaki postrzegałem Dom Pomysłów. Do tej pory tego typu myśli rzadko zaprzątały głowę waszego skromnego recenzenta. O wiele bardziej interesowali mnie superbohaterowie, a ich twórcy, cóż... Mniej więcej wiedziałem kim są, znałem największe nazwiska, a nawet miałem kilku rysowników i scenarzystów, których prace ceniłem najwyżej. Nie interesowały mnie ani okoliczności ich zatrudnienia w Marvelu, ani te ewentualnego odejścia. Chodziło o opowieści, a nie ludzi za nimi stojących. Teraz, po skończonej lekturze stwierdzam, że nie było to wcale takie złe nastawienie.

Autor skutecznie odziera Zagrodę z sielskiego klimatu, zbudowanego przez Stana Lee. Więcej, obrywa się samemu Generalissimo. Charyzmatyczny, utalentowany człowiek okazuje się być również zafiksowany na punkcie Hollywood i to do tego stopnia, że przestał zwracać uwagę na to, co dzieje się w firmie, którą w sporej części stworzył. Niestety, odkryłem, że lektura zmieniła mój odbiór Stana Lee. Tkwiłem w przekonaniu, że ten sympatyczny jegomość, pojawiający się w każdym filmie z Marvel Universe (jak również animacjach czy grach) to dobry duch Domu. Okazuje się, że byłem w błędzie.

„Niezwykła Historia Marvel Comics ” to przede wszystkim napisana z polotem książka, oddająca hołd ludziom bez których nie byłoby Fantastycznej Czwórki, Avengers, czy X-Men. Wyciąga na światło dzienne nazwiska niekoniecznie znane czytającym komiksy jedynie z doskoku. Jest również świadectwem procesu niszczenia marzeń przez biznes.

Brzmi to odrobinę dołująco? Pewnie dlatego, że takie właśnie jest. Autor nie bawi się w łagodzenie rzeczywistości. Zamiast wspomnianej powyżej Zagrody zderzamy się z terminami, pracą ponad wytrzymałość oraz marnym wynagrodzeniem. Twórcy są pozbawiani praw do wymyślonych postaci, a wielu z nich odchodzi z Marvela z poczuciem krzywdy.

Tak na marginesie, gdy tak czytałem o Zagrodzie, wymyślaniu nie do końca poważnych pseudonimów oraz dziale, gdzie odpowiadano na listy fanów, jak żywo stanął mi przed oczami nieodżałowany TM-Semic. Chcąc przekonać się, czy pamięć nie płata mi figla i polskie wydawnictwo faktycznie starało się skopiować klimat tego fikcyjnego miejsca, sięgnąłem do półek z komiksami. Odnalazłem tam próby naśladowania klimatu prezentowanego wtedy przez Marvela. Mamy zajmujące całą stronę wstępniaki, odesłania do innych komiksów, pseudonimy członków redakcji oraz listy od czytelników, a to wszystko w pozytywnej, wesołej atmosferze. Zaraz później zabrałem się za pozostałe komiksy z czasów TM-Semic. Przesunęło to proces tworzenia niniejszego tekstu o dobrych kilka tygodni.

Z własnego doświadczenia mogę napisać, że listopada 2013. Zgodnie z oczekiwaniami, zawarta w „Niezwykłej Historii Marvel Comics ” wiedza pozwoliła spojrzeć na superbohaterów Domu Pomysłów pod nieco innym kątem. Ale nie stanęło to na przeszkodzie czerpania przyjemności z kolejnych zeszytów. Sytuacja społeczno-polityczna, motywy scenarzystów i rysowników oraz inne czynniki kształtowały postaci obecne w zbiorowej wyobraźni czytelników już ponad siedemdziesiąt lat. Zrozumienie tego pozwoliło lepiej zrozumieć herosów.

Dostajemy kawał dobrej książki, godnej polecenia nie tylko fanom komiksu (choć to właśnie oni sięgną po nią w pierwszej kolejności) – opowiadającej historię przemian w wielkiej, amerykańskiej korporacji, ale też przedstawiającą stojących za nimi ludzi. Z drugiej strony, gdy Dom Pomysłów świętuje kolejne sukcesy na srebrnym ekranie, nie ma lepszej okazji, by zainteresować komiksem szerszą publiczność. Swoją drogą, krokom podejmowanym w celu wprowadzenia postaci ze stajni Marvela na ekrany kin poświęcono sporo miejsca. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to właśnie przedstawienie walki wydawnictwa, a konkretnie niespełnione marzenia Stana Lee o karierze w show-buisnessie stanowią sedno opowieści.

Z czystym sumieniem polecam „Niezwykła Historia Marvel Comics”, a sam zasiadam do kolejnych zeszytów zarówno od tego wydawnictwa, jak i DC oraz Image. Znudziło mi się trwające ponad dziesięć miesięcy lenistwo. Pora odkurzyć kalesony i wyprasować pelerynę!


8/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014