Kiedy pisałem
recenzję „This War of Mine” nie podejrzewałem, że tak szybko
trafię na tytuł, który ponownie skłoni mnie do refleksji nad okropnością
wojny. W „Valiant Hearts” miałem zamiar zagrać od czasu
premiery, ale uczyniłem to dopiero po tym, jak gra ukazała się w
usłudze Playstation Plus. Żałuję, że nie sięgnąłem po portfel
w dniu premiery.
Przy całej niechęci do praktyk Ubisoftu, dzieło jednego z oddziałów tej firmy, Ubisoft
Montpellier pokazuje, że można stworzyć świetny tytuł bez
nakręcania marketingowej machiny, mikrotransakcji czy tuzina DLC.
Granie w „Valiant Hearts: The Great War” było jak powiew
świeżego powietrza w ostatnio dość zatęchłej piwnicy.
W trakcie gry poznajemy
czwórkę bohaterów, których poczynaniami będzie nam dane
pokierować na przestrzeni czterech rozdziałów (z których każdy
został podzielony na kilka podrozdziałów). Są to: Karl, Niemiec
wysiedlony z terytorium Francji po wybuchu wojny, który zostaje wcielony do
niemieckiej armii, Emile, teść poprzedniego bohatera, który
poprzysiągł sprowadzić Karla do żony i dziecka, rodowity
Amerykanin Freddie oraz belgijska pielęgniarka Anna. Bez użycia
słów (ponieważ poza narratorem postaci w świecie gry komunikują
się za pomocą gamy warknięć, stęknięć i im podobnych) ta
czwórka zaskarbiła sobie moją sympatię w stopniu większym niż
postaci z choćby „Dragon Age: Inkwizycja”.
„Valiant Hearts” to w swojej mechanice gra polegająca na rozwiązywaniu zagadek. Nie są one
szczególnie skomplikowane i wszystkie niezbędne do posunięcia
akcji naprzód elementy znajdują się w sąsiedztwie gracza, więc
nie trzeba się martwić o ominięcie czegoś ważnego. Same
zagadki polegają głównie na manipulacji przedmiotami,
wykorzystywaniu umiejętności bohaterów albo towarzyszącego im
psa (który jest chyba moją ulubioną postacią) lub
sprawnym kryciem się przed ogniem karabinów maszynowych bądź
bombami. Sprawę jeszcze bardziej ułatwia gęsto rozsiana sieć
punktów autozapisu, dzięki której nie trzeba powtarzać zbyt
dużych fragmentów gry.
„Valiant Hearts”
bawi, ale jednocześnie przekazuje graczowi sporą pigułkę wiedzy
na temat realiów I Wojny Światowej. Każdy z podrozdziałów
przekazuje informacje na temat życia i śmierci w tamtym okresie.
Osoba skłonna przeczytać kilka linijek tekstu będzie w stanie
dowiedzieć się czegoś na temat walki w okopach, gazu bojowego albo
podziemnej wojny. Muszę przyznać, że byłem zafascynowany
odkrywaniem nowych szczegółów i tym chętniej pokonywałem kolejne
zadania. Jakby tego było mało, tytuł jest usiany znajdźkami,
które także pozwalają dowiedzieć się więcej na temat
tego okrutnego czasu. Te, w porównaniu do innych tego typu tytułów,
są całkiem sprawnie poukrywane. Bez dokładnego sprawdzania każdego
zakamarka nie ma mowy o znalezieniu nawet połowy, a możecie mi
wierzyć, warto. Każda znajdźka nawiązuje do czasów Wielkiej Wojny i już samo to wystarczy za motywację, ponieważ grając w "Valiant Hearts" chcemy się o niej dowiedzieć jak najwięcej.
Graficznie gra prezentuje
się pięknie. Dwa wymiary z okazjonalnymi przejściami w głąb
planszy w połączeniu z kreskówkowym stylem nadaje tytułowi pozory
lekkości. Ale im dalej w fabułę, tym robi się smutniej. Ostatnie
dwa rozdziały przeszedłem właściwie za jednym zamachem, dając
porwać się fabule, a epilog autentycznie wycisnął ze mnie łzę.
Żałowałem, że tak dobra przygoda musiała się skończyć, ale
jednocześnie jestem pewien, że przedłużanie na siłę jedynie by
„Valiant Hearts” zaszkodziło.
Oprawa muzyczna nie
ustępuje pola innym elementom, a główny temat muzyczny prezentuje się wspaniale. Jak już wspomniałem, postaci komunikują
się za pomocą chrząknięć, warknięć oraz całej gromady dźwięków. Mimo to można bez problemu stwierdzić która postać
co chce przekazać. Dlatego też z przyjemnością mogę wystawić
„Valiant Hearts: The Great War” ocenę graniczącą z idealną.
Dlaczego nie pełna dziesiątka? Ponieważ jeśli zostanie ukończona
raz, to można ją usunąć z dysku, by ewentualnie wrócić po
dłuższym czasie. Plus zagadki nie stawiają przed graczem żadnego
wyzwania, będące raczej przerwami między pchaniem akcji naprzód.
Mimo to, gra jest warta wydanych na nią pieniędzy.
9/10
Komentarze
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)