Przejdź do głównej zawartości

Wonder Woman: Krew [recenzja]

Choć Wonder Woman jest najpopularniejszą superbohaterką na świecie, polski czytelnik jak dotąd nie miał wielu okazji do zapoznania się z waleczną Amazonką. Jeśli jednak wraz z kampanią promocyjną (nieszczęsnego) „Batman v Superman. Świt Sprawiedliwości” zainteresowaliście się postacią Diany, na rynku dostępna jest idealna pozycja od której można rozpocząć przygodę z Wonder Woman.

„Wonder Woman: Krew” to pierwszy tom przygód Amazonki, który ukazał się w ramach New 52, czyli restartu świata DC. Dzięki temu nowy czytelnik nie musi obawiać się tego, że nieznajomość uniwersum stanie na przeszkodzie czerpania radości z lektury. Zdecydowanie ważniejsza jest tutaj wiedza na temat greckiej mitologii, ponieważ Brian Azzarello opowiada nam historię, która w znacznie większym stopniu nawiązuje do antycznych korzeni bohaterki, niż tych komiksowych. Dzięki temu zabiegowi opowieść ta zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych dostępnych na rynku serii; „Wonder Woman” Azzarello znacznie bliżej do tego, co możemy przeczytać chociażby w serii „The Wicked + The Divine” z Image Comics niż do przygód Supermana i Batmana.

Historia przedstawiona w serii toczy się wokół dwóch wątków: zniknięcia Zeusa i przejęcia schedy po nim oraz losów jego najmłodszego bękarta. Walka o tron, zazdrosna żona, młoda i krnąbrna matka, zdrady oraz knowania – wszystko to składa się na opowieść, w której nie brakuje zwrotów akcji (poznajemy między innymi nowy origin Wonder Woman), a czytelnik nie ma okazji żeby się nudzić. Scenarzyście nie wszystko jednak udało się idealnie; jedną z rzeczy których w komiksach nie lubię i przez którą moim zdaniem wiele historii źle zniosło próbę czasu, jest nadmierna ekspozycja. Azzarello zdaje się uważać podobnie, jednak zarówno w tym, jak i kolejnych tomach zdarza mu się przedobrzyć i pozostawić czytelnika w zbyt dużej niepewności co do przedstawionych wydarzeń – konia z rzędem temu, kto od razu zrozumiał o co chodziło chociażby w zakończeniu pierwszego tomu.

Świetną pracę wykonali panowie Cliff Chiang (zeszyty 1-4) i Tony Ankins (zeszyty 5-6). Ich Wonder Woman jest potężną wojowniczką i ani przez moment w to nie wątpimy. Często widzimy ją na tle zwykłej ziemskiej dziewczyny jaką jest Zola, co daje nam dobrą perspektywę: Diana zdecydowanie góruje zarówno nad nią, jak i większością śmiertelników. Chiangowi i Ankinsowi (szczególnie temu drugiemu) udało się także w znakomity sposób pokazać fizyczność Amazonki: jest niezwykle atrakcyjną, pełną wdzięku kobietą, ale kiedy zmuszona jest do wysiłku (na przykład unosząc samochód) wyraźnie zarysowują się u niej mięśnie, których pozazdrościć mógłby niejeden bywalec siłowni. Wonder Woman cały czas emanuje siłą (zarówno fizyczną, jak i charakteru), przy czym nie traci (a może nawet zyskuje?) nic z seksapilu, za co rysownikom należą się ogromne brawa. Bardzo ciekawie prezentują się także pozostałe postaci: Niezgoda, Apollo, Wojna czy Hades. Chiang bawi się ich mitologicznymi wizerunkami i przerabia je w niezwykle interesujący sposób. Zastrzeżenia mam jedynie do Posejdona, przy którym moim zdaniem artysta chyba nieco zbyt mocno „odpłynął”. Wszystko to rysowane jest przez Chianga (Ankins od tego odchodzi) niezwykle grubą kreską, która podkreśla posągowość bohaterów, od razu nasuwając skojarzenie z antycznymi rzeźbami. Całości dopełniają znakomite kolory autorstwa Matthew Wilsona, odpowiednio akcentujące nie tylko postaci, ale także scenerię, oświetlenie, pogodę czy porę dnia: wszystko to jesteśmy w stanie określić już po pierwszym rzucie oka na stronę, dzięki czemu od razu wiemy jaki nastrój panuje w danej scenie.

„Wonder Woman: Krew” to początek znakomitej serii, która powinna przypaść do gustu wielu grupom czytelników: niski poziom wejścia, silna bohaterka, unikalny klimat, znakomite ilustracje oraz duża ilość akcji to mieszanka potężna niczym spartańska armia. Jeśli, podobnie jak ja, zaczytywaliście się w „Mitologii” Jana Parandowskiego, będziecie „Wonder Woman: Krew” zachwyceni!


Komentarze

  1. Interesująca recenzja, z tej strony na to nie spojrzałam wcześniej. Dzięki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014