Przejdź do głównej zawartości

Daredevil, sezon drugi [recenzja SPOILER FREE]

Pierwszy sezon „Daredevila” pokazał nieznane dotąd oblicze MCU. Był mroczny, kameralny i brutalny, a także niezwykle realistyczny (jak na opowieść o niewidomym mścicielu oczywiście). Dzięki świetnemu scenariuszowi, niebanalnym bohaterom oraz żywym dialogom został doceniony nie tylko przez widzów, ale także krytyków. Po takim sukcesie Netflix stanął przed nie lada wyzwaniem: co zrobić, żeby uczynić sezon drugi jeszcze lepszym? Twórcy doszli widocznie do wniosku, że nie ma sensu szukać kwadratowych jaj i postanowili zrobić to samo co wcześniej. Trzy razy lepiej.


Po tym, jak pierwszy sezon niespiesznie wprowadzał widza w świat Hell's Kitchen, „widziany” oczami Matta Murdocka, drugi od początku zaskakuje szybkim tempem. Towarzyszy nam ono już od pierwszego odcinka i praktycznie nie daje przerwy na oddech aż do połowy sezonu. Nie chodzi jedynie o sceny walki (choć tych też jest mnóstwo), ale także narrację wątków postaci dotychczas będących na drugim planie. Foggy Nelson i Karen Page nie służą już za tło dla Matta; w dalszym ciągu pokazują nam oni w jaki sposób można odbierać Daredevila, jednak teraz możemy dokładniej przyjrzeć się im samym. Zarówno Karen, jak i Foggy ewoluują, a ich przemiana została pokazana w znakomity, przemyślany sposób. Wątki te nie są służą jedynie do sztucznego wydłużenia sezonu, jak to miało miejsce w „Jessice Jones” (sąsiedzi Jessiki!), ale autentycznie angażują. Czasami nawet bardziej niż poczynania Śmiałka.

W pierwszej części sezonu Daredevila przyćmiewa także nowa postać – Punisher. Wybór Bernthala do tej roli już od dawna uważałem za świetne posunięcie (dzięki roli Shane'a w „The Walking Dead”), jednak dopiero teraz mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć – to był idealny casting! Bernthalowi pomaga oczywiście znakomity scenariusz, jednak to w jaki sposób ukazał dramat Franka Castle zasługuje na owację na stojąco. Kiedy wygłaszał monolog pozwalający nam lepiej poznać jego tragiczną historię, naprawdę miałem łzy w oczach. Ostatni raz coś podobnego zdarzyło się prawdopodobnie w okolicach premiery „Króla Lwa”! Znakomicie pokazano nam też Punishera na tle innych bohaterów. Zupełnie inaczej odbiera go Daredevil, a inaczej Karen Page czy Foggy Nelson. W jednym momencie zdaje się być dobrym człowiekiem który zbłądził, żeby chwilę później z zimną krwią zarżnąć człowieka nożem. I jest przy tym autentycznie przerażający. Wewnętrzna walka bohaterów zdaje się być motywem przewodnim „Daredevila”. Matt cały czas miota się pomiędzy ładem a porządkiem, obowiązkiem i uczuciami. Gubi się, jest kuszony, ulega, popełnia błędy – wszystko to odbija się na jego relacjach z przyjaciółmi. Podobnie jest z Elektrą, która próbuje okiełznać palący ją od wewnątrz ogień, jednak nie zawsze jest w stanie to zrobić. Nie zawsze chce to zrobić. Elodie Yung znakomicie portretuje tę zabójczynię ninja, cały czas balansując na granicy szaleństwa, uwodząc widza w równie wielkim stopniu, co Matta. Serial traktuje jednak widza dojrzale, nie udziela jednoznacznych odpowiedzi. Ocena poczynań głównych bohaterów należy jedynie do nas.

Jedną z największych zalet pierwszego sezonu była choreografia walk. Braki w budżecie twórcy nadrabiali znakomitymi pomysłami, dzięki czemu serial ani przez moment nie wyglądał tanio. Z radością przyjąłem więc fakt, że jakość pojedynków wzrosła. I to znacząco! Nie chciałbym jednak opisywać poszczególnych scen, żeby nie zepsuć wam niespodzianki, uwierzcie więc na słowo – nawet znana z pierwszego sezonu bijatyka w korytarzu doczekała się tutaj rozwinięcia. Dzięki wprowadzeniu do serialu Punishera, Elektry oraz Dłoni, znacząca wzrosła też liczba przeciwników i stylów walki na jakie możemy trafić. Jest tu miejsce zarówno na krwawe strzelaniny, brutalne bójki, jak i pojedynki zabójców ninja. Wydaje mi się jednak, że twórcy nadużywają spowolnienia czasu, szczególnie w drugiej połowie sezonu. Wszystko to po raz kolejny ukazane zostało w mrocznych odcieniach zaułków Hell's Kitchen, z tak charakterystycznym dla tego serialu żółtym oświetleniem.


Genialne dialogi, zjawiskowe aktorstwo, fantastyczny scenariusz, niesamowita choreografia scen walki – każdy z elementów został tutaj doprowadzony do perfekcji. Jedyne do czego mogę mieć zastrzeżenia to fakt, że serial dostaje lekkiej zadyszki w połowie sezonu, a Elodie Yung przydałoby się zapisać do tego samego trenera co Gal Gadot, ale o tych wadach szybko zapominamy. Niezwykle cieszy mnie fakt, że „Daredevil” nie wstydzi się swojego pochodzenia i całymi garściami czerpie z zeszytowych pierwowzorów, często cytując kadry z komiksów. Drugi sezon „Daredevila” to nie tylko najlepszy serial o superbohaterach jaki do tej pory powstał, ale też jedna z najlepszych produkcji w historii telewizji! Frank Miller niedawno publicznie przyznał, że nie oglądał „Daredevila”. Mam nadzieję, że zmieni zdanie, ponieważ serial ten jest prawdziwym hołdem dla jego dzieła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014