Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2016

Skalp [recenzja], czyli naród trzeciego świata w samym sercu Ameryki

Jason Aaron ma ostatnio w naszym kraju świetną passę. W krótkim odstępie czasu na rynku pojawiły się jego „Bękarty z Południa”, „X-Men: Rozłam” (w WKKM), „Wolverine i X-Men”, „Gwiezdne Wojny”, a lada moment także „Thor: God of Thunder”. Każda z wymienionych pozycji jest godna polecenia, jednak moim zdecydowanym faworytem wśród komiksów sygnowanych nazwiskiem Aarona jest „Skalp”. „Skalp” przenosi nas do miejsca, które polskiemu czytelnikowi jest zapewne obce – do współczesnego rezerwatu Indian. Choć fikcyjny, widać, że Aaron poznał temat dogłębnie i ukazuje nam problemy tego środowiska w sposób niezwykle realistyczny. Bieda, najwyższy w kraju wskaźnik alkoholizmu, gangsterskie porachunki, przemoc oraz kwitnący hazard – wszystko to rysuje obraz, który wódz Czerwony Kruk opisał jako „naród trzeciego świata w samym sercu Ameryki”. Jest to też idealne tło dla opowiedzenia kryminalnej historii. Wraz kolejnymi zeszytami poznajemy zarówno wydarzenia z lat 70. (Aaron inspirował się pra

Daredevil, sezon drugi [recenzja SPOILER FREE]

Pierwszy sezon „Daredevila” pokazał nieznane dotąd oblicze MCU. Był mroczny, kameralny i brutalny, a także niezwykle realistyczny (jak na opowieść o niewidomym mścicielu oczywiście). Dzięki świetnemu scenariuszowi, niebanalnym bohaterom oraz żywym dialogom został doceniony nie tylko przez widzów, ale także krytyków. Po takim sukcesie Netflix stanął przed nie lada wyzwaniem: co zrobić, żeby uczynić sezon drugi jeszcze lepszym? Twórcy doszli widocznie do wniosku, że nie ma sensu szukać kwadratowych jaj i postanowili zrobić to samo co wcześniej. Trzy razy lepiej. Po tym, jak pierwszy sezon niespiesznie wprowadzał widza w świat Hell's Kitchen, „widziany” oczami Matta Murdocka, drugi od początku zaskakuje szybkim tempem. Towarzyszy nam ono już od pierwszego odcinka i praktycznie nie daje przerwy na oddech aż do połowy sezonu. Nie chodzi jedynie o sceny walki (choć tych też jest mnóstwo), ale także narrację wątków postaci dotychczas będących na drugim planie. Foggy Nelson i Ka

Superior Spider-Man: Mój własny, najgorszy wróg [recenzja]

Wydając pierwszy tom „Superior Spider-Man”, Egmont wprowadził część czytelników w błąd. Fani komiksów sięgali po „Ostatnie życzenie”, by po chwili odkryć, że trzymają w rękach ostatnie numery „Amazing Spider-Mana”. Owszem, wprowadzenie to pozwoliło lepiej zrozumieć plan Octopusa, ale wywołało także spore rozczarowanie. Fani zarzucali komiksowi chaotyczność narracji, przeciętność opowiedzianej historii, a także kompletny brak sensu w rozciąganiu ilości tomów, skoro motywy Octaviusa można było streścić za pomocą niecałej strony tekstu. Wraz z drugim tomem, rozpoczyna się właściwa, brutalna, ale i świetnie skonstruowana opowieść. Umarł Amazing, niech żyje Superior. „Mój własny, najgorszy wróg” to zbiór pierwszych pięciu numerów serii, w której Otto Octavius występuje w skórze Petera Parkera. Czas planowania dobiegł końca w momencie, gdy superbohater złożył kwiaty na grobie zmarłego superłotra. Czując się bezpiecznie, Doc Ock zaczyna wprowadzać zmiany w życiu Pajęczaka i okazu

Książki szukają człowieków

Rozdajemy książki. W zestawach. Do wyciągnięcia są trzy piękne zestawy, na które składają się książki, gra i koszulka. Ponieważ nagrody są okazałe, sam konkurs nie może być zbyt prosty! Zrobimy to etapami, a w każdym z nich będzie można zdobyć punkty. Osoby z trzema najwyższymi wynikami dostaną od nas wspomniane zestawy.   We wszystkich etapach można przesyłać odpowiedzi do ostatniego dnia, ponieważ w każdym z nich dostaje się punkty, nawet za ostatnie miejsce. Liczy się każdy punkt! Regulamin konkursu: 1. Organizatorem konkursu są współtwórcy bloga FUNtastyka; jako organizatorzy nie czerpiemy żadnych korzyści majątkowych z konkursu; 2. Konkurs trwa do zakończenia ostatniego etapu.; 3. Aby wziąć udział w konkursie należy: - wypełnić zadania podane w poszczególnych etapach konkursu; - odpowiedzi przesyłamy na adres funtastyka[at]gmail.com; - w treści należy umieścić swoje imię i nazwisko, nr telefonu oraz kod waszego Paczkomatu; - będzie nam ta

Era Ultrona [recenzja]

Po męczarniach, jakie zafundował nam Hickman w „Ostatnim Białym Zdarzeniu” (z którego cokolwiek zrozumieć mógł tylko ktoś, kto ma już za sobą całą historię), tym razem przyszła pora na tom, który fani Mścicieli czytać mogą praktycznie bez znajomości aktualnych dla tego okresu wydarzeń w uniwersum Marvela. Po krótkim wstępie, „Era Ultrona” wrzuca czytelnika prosto na ulice Nowego Jorku po apokalipsie. Wiemy oczywiście kto za nią odpowiada, pytaniem otwartym pozostaje jednak to jak do tego doszło. Z pojedynczych scen i strzępków informacji czytelnik buduje obraz \zagłady i stopniowo zaczyna pojmować jej rozmiar. Jest to też zdecydowanie najmocniejszy punkt komiksu – dramat jaki się rozgrywa, bezradność, z którą zmagają się istoty tak potężne jak superbohaterowie, utrata najbliższych – każdy z tych elementów zrealizowany został w sposób doskonały. Historia szybko zaczyna jednak wskakiwać na klasyczne dla superbohaterszczyzny tory z podróżami w czasie, alternatywnymi światami i

Deadpool: Martwi Prezydenci [recenzja] - czyli jak widziałem orła cień

Po ogromnym sukcesie jakim okazała się premiera filmu, Deadpoola znają już wszyscy. Połączenie akcji, humoru i przełamywania czwartej ściany podniesione do trzeciej potęgi zwane Wade Wilson stało się tak popularne, że niemal cały nakład wydanego przez Egmont „Deadpool: Martwi Prezydenci” sprzedał się na pniu. Czy jednak tom ten jest w stanie sprostać wymaganiom nowego czytelnika? Cała historia opiera się na zabawnym pomyśle – jak poradzić sobie z zagrożeniem, jakim są powstali z martwych ex-prezydenci, a przy okazji nie splamić sobie nieskazitelnego wizerunku superbohatera przez dekapitację uwielbianego przez naród polityka (mam wrażenie, że w Polsce temat załatwilibyśmy sprawniej)? Oczywiście należy do takiej roboty zatrudnić pogardzanego przez wszystkich antybohatera, a skoro pod ręką akurat znajduje się Deadpool... Podobnie jak w większości historii sygnowanych logiem Marvel NOW!, rozpoczynając lekturę nie musimy posiadać dużej wiedzy na temat wydarzeń z przeszłości. Dzięki tem

Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4 [recenzja]

Zgodnie z zapowiedziami CyberConnect2, „Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4” ma być ich pożegnaniem z serią opowiadającą o przygodach jasnowłosego Shinobi i spółki. Zasiadając do gry, obawiałem się, że stosowana od lat formuła okaże się przestarzała, psując dobrze ocenianą serię na chwilę przed finałem. Już pierwsza, wypełniona potężnymi atakami oraz dynamiczną akcją walka rozwiała wszelkie wątpliwości. „Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4” (dla uproszczenia zwana dalej „Ninja Storm 4”) opowiada historię składającą się na ostatni rozdział historii o chłopcu, który chciał zostać Hokage. W grze śledzimy Czwartą Wojnę Shinobi, czyli wydarzenia rozgrywające się od okolic sześćdziesiątego drugiego tomu mangi. Tryb fabularny zapewnia rozrywkę na około dziesięć godzin i obfituje w dużą ilość animowanych wstawek. Ich zadaniem jest wprowadzenie nawet kompletnie nieobeznanego z fabułą serii gracza, i choć czasami można trafić na dłużyzny, to całość wypada przyje

Superman: Wyzwolony [recenzja]

Superman nigdy nie należał do bohaterów, których przygody łatwo pisać. Jest herosem dysponującym ogromną potęgą, a przy tym postacią o charakterze stawianym za wzór. Cechy te sprawiają, że niezwykle trudno jest stworzyć wiarygodną i emocjonującą opowieść z jego udziałem. Niektórzy scenarzyści wiedzą jednak, że aby powstał dobry komiks z synem Kryptonu, warto zadbać o dwie rzeczy – świetnego przeciwnika oraz odpowiednio wyeksponowane pozaziemskie pochodzenie Supermana. Scott Snyder to obecnie jedno z najgorętszych nazwisk komiksowego światka. Napisał na tyle dobre historie z Nietoperzem, że ukoiły one wściekłych po restarcie uniwersum fanów DC. Jeszcze przed New 52 zaprezentował się z dobrej strony, w niezwykle udany sposób obsadzając w roli Batmana Dicka Greysona („Mroczne Odbicie”). Jego „Amerykański Wampir” okazał się na tyle ciekawy, że część scenariusza do pierwszego tomu napisał sam Stephen King. Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo, ale sami już pewnie zauważyliście prawidło

Dark Souls 3 [zapowiedź], czyli jak bardzo chcę już zacząć umierać

From Software wypuszczając „Dark Souls 2” praktycznie zmonopolizowało rynek wymagających wysokobudżetowych produkcji. Po ogromnym sukcesie „Bloodborne”, przyszła pora na kontynuację hitu z 2014 roku. Czy „Dark Souls 3” jest w stanie zaskoczyć czymś graczy, którzy spędzili już setki godzin w poprzednich produkcjach japońskiego studia? Sytuacja From Software przypomina mi nieco tę będącą udziałem studiów zajmujących się grami muzycznymi. Kilka lat temu Harmonix wykreowało modę na gry z kontrolerem-gitarą i najpierw za sprawą serii „Guitar Hero” (przejął ją Neversoft), a potem „Rock Band” dosłownie zalało półki sklepowe falą podobnych tytułów. Gracze szybko poczuli się znużeni i cały segment rynku upadł. Biorąc pod uwagę to, jak wielu dodatków i wydań doczekało się „Dark Souls 2” (a także serię „Bloodborne”) From Software musiało zdać sobie sprawę, że czeka je nie lada wyzwanie – muszą stworzyć grę, która jednocześnie zadowoli fanów poprzednich produkcji, jak i zagwarantuje i