Po ośmiu latach, jakie minęły od czasu będącego faktycznym początkiem Marvel Cinematic Universe „Iron Mana” zacząłem odczuwać lekkie znużenie kinem superbohaterskim tworzonym przez Disneya. Uczuciu temu na pewno nie pomógł średni „Czas Ultrona” oraz fatalne „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” od konkurencyjnego DC; biorąc pod uwagę zbliżoną tematykę oraz datę premiery od porównań do tego drugiego filmu nie da się zresztą uciec. Na „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” szedłem więc ze sporymi obawami. Tym większy był jednak mój entuzjazm po wyjściu z sali kinowej! „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” rozpoczyna się w podobny sposób, jak jego komiksowy odpowiednik, od nieudanej akcji superbohaterów, w wyniku której giną cywile. W efekcie tych zdarzeń herosi zmuszeni są poradzić sobie z dyplomatycznym kryzysem, co z kolei prowadzi do rozłamu w samej drużynie. Tony Stark dąży bowiem do zwiększenia kontroli nad działaniami ludzi obdarzonych mocami, natomiast Steve Rogers, pamię...
Pomiędzy hejtem a fanbojstwem!