Przejdź do głównej zawartości

Kilofem w Ciche Wzgórze


Pierwszy film spod znaku Silent Hill zapisał się w świadomości graczy jako jedna z nielicznych, strawnych adaptacji gier na duży ekran. Fabuła stanowiła wariację na temat „przygód” Harry’ego Masona z roku 2006 i choć część scen była dość mocno naciągana, na czele z Pyramid Headem, to całość prezentowała się poprawnie. Czy tego samego można spodziewać się po kontynuacji? Tytuł „Silent Hill: Revelation 3D” jest najlepszą odpowiedzią.

Uwaga spoilery!

Chciałem polubić ten film do tego stopnia, że pokłóciłem się z kumplem, który jeszcze przed premierą twierdził, że „Apokalipsa” będzie zasysała niczym turboodkurzacz z promocji w telezakupach Mango. Jako fan zamglonego miasteczka nie chciałem przyjąć do wiadomości, że niemal wszystkie produkcje ze słówkiem „Revelation” w tytule są zwyczajnie słabe (za wyjątkiem, na ten przykład, „Resident Evil: Revelations” na 3DS). Dość długo zwlekałem z wybraniem się na seans, tłumacząc to brakiem SH w repertuarze lokalnego kina. Ostatecznie przełamałem się w ubiegły weekend.

Heather i spółka

Jak dobrze pamiętamy (lub nie) poprzedni film kończył się dość dziwnie. Pomimo ucieczki z Silent Hill, Rose Da Silva z adoptowaną córką Sharon pozostawały pod wpływem miasteczka, oddzielającego je od, nazwijmy go umownie, świata realnego. Wróciły do domu tylko po to, by odkryć, że nie są w stanie połączyć się z Seanem Beanem (który wyjątkowo przeżył). Jak się zatem stało, że dziewczynka na początku „Revelation” jest z ojcem?
Cóż, pewnego dnia Christopherowi Da Silva w lustrze ukazała się szanowna małżonka (dobrze, że nie było to lustro łazienkowe, mogłoby to prowadzić do dość niezręcznych sytuacji) twierdząc, że znalazła sposób na przeniesienie małej Sharon. W tym celu zdobyła połowę amuletu, będącego Bardzo Ważnym Amuletem dla Zakonu Valtiela z Silent Hill. Od razu zaczęły pojawiać się pytania.

                  Sean Bean przykuty do styropianowego stwora! Blady strach na widza padł

Skoro w trakcie pierwszego filmu bohaterka nie wchodziła w posiadanie tego przedmiotu, znaczy to tyle, że wybrała się do miasteczka po raz drugi. Co stało się w tym czasie z Sharon? Została w domu czy pojechała z matką? Obie opcje wydają się równie głupie. Przecież na końcu pierwszego filmu, głównie za sprawą Rose, Christabella wykończyła sporą część Zakonu. Jeśli ktoś przeżył, to kobieta raczej nie ma co oczekiwać przyjaznego powitania.
Jednak ta sprytna kobieta jakimś cudem przeniknęła do miasteczka i zlokalizowała Leonarda Wolfa w psychiatryku. Jakby tego było mało, wykradła człowiekowi, którego sensem życia było pilnowanie Pieczęci Metatrona, połowę tejże. Nie bez znaczenia jest fakt, że sam symbol z pieczęci towarzyszył graczom w pierwszym Silent Hill, jak również w trzeciej odsłonie serii oraz w najnowszej części – Downpour. O ile zawsze pełniła istotną rolę, to z całą pewnością nie pozwalała na wyskoczenie z mglistego miasteczka do domu na kawę.
Wracając do tematu. Broniąc córki przed porywaczem, Christian został zmuszony do zabicia człowieka. Od tamtej chwili pozostają w ciągłym ruchu, uciekając przed wymiarem sprawiedliwości i wysłannikami Zakonu. Dało to twórcom dobry powód do szybkiej zmiany imion i nazwisk. W ten sposób z Sharon oraz Christiana Da Silva otrzymujemy Heather oraz Harry’ego Masonów...
Silent Hill Revelation 3D” zaczyna się bardzo podobnie do trzeciej z gier. Bohaterka budzi się w pozornie opuszczonym wesołym miasteczku, otoczona przez stragany, rozpoznawalne pluszowe króliki oraz innego rodzaju atrakcje. Wtedy po raz pierwszy i ostatni pozwoliłem sobie na iskierkę nadziei. Może to nie będzie takie tragiczne? – pomyślałem.

                             Heather i niepokojący pluszak z pierwszych chwil w grze

Ogrom mej głupoty uderzył mnie w twarz chwilę później, gdy Sharon znalazła się na karuzeli, napędzanej przez nikogo innego, tylko Piramidogłowego! Stwór, będący inkarnacją strachu oraz poczucia winy Harry’ego Masona z Silent Hill 2 od czasów pierwszego filmu stał się rekwizytem, zatracając zupełnie wszystkie cechy, dzięki którym zapadł graczom w pamięć. Istota ta, pod przeróżnymi imionami (Red Pyramid Thing, Boogeyman) pojawiała się w każdej kolejnej grze po Silent Hill: The Room, aż wreszcie w Downpour zrobiono z niego chodzący żart, umieszczając w żartobliwym zakończeniu, gdzie… kroił tort na urodzinowym przyjęciu-niespodziance.
To oraz wyglądająca jakby urwała się z koncertu Kiss Alessa, podpalająca karuzelę wywołało załamanie, utrzymujące się do napisów końcowych.
Nie będzie wielkim spoilerem, jeśli napiszę, że to wszystko było snem. Dosłownie chwilę później poznajemy nowego potwora, na dobrą sprawę wyglądającego niczym wodnik szuwarek z nocnikiem na głowie. Misjonarz, bo tak brzmi jego imię, będzie nawiedzał bohaterkę przez resztę filmu. Szkoda, że wywołuje raczej śmiech niż strach.
Twórcy „Silent Hill Revelation 3D” celowali w mocne otwarcie, mające przekonać zarówno fanów gier, jak i mocnego kina, że warto jednak zostać na seansie. Niestety, nie udało się. Przy przysłowiowym trzęsieniu ziemi ten początek nawet nie leżał. Fakt ten jest tym bardziej przykry, że w porównaniu do reszty filmu, wstęp stoi jeszcze na znośnym poziomie.
Cheryl/Heather w drodze do szkoły spotyka Douglasa Cartlanda, od losu którego zależało w gruncie rzeczy zakończenie Silent Hill 3. Tutaj człowiek ten jest potraktowany marginalnie, a jego obecność (jak większości nawiązań do SH3) służy głównie jako pretekst, zagranie w stylu „zobaczcie! To przecież jak w tej grze! Ma nawet kapelusik”. Nikogo nie powinno zdziwić, że żegnamy się z tym panem bardzo szybko.

                      Detektyw Douglas Cartland. Istotny w SH3, bezużyteczny w filmie

Pomieszanie z poplątaniem

Głównym założeniem tej recenzji było wypunktowanie każdej sceny, która w jakikolwiek sposób wywołuje sprzeciw u osoby choć powierzchownie znającej materiał źródłowy. Patrząc jednak na objętość, jaką zajęło narzekanie na zaledwie kilka pierwszych minut „Silent Hill: Revelation 3D” stwierdziłem, że lepiej będzie ograniczyć się do najważniejszych elementów.
Dziewczyna zapoznaje Vincenta Coopera, granego przez Kita Haringtona. Tradycyjnego w tego typu filmach, zdradliwego typa, zakochanego w bohaterce. Po porwaniu ojca Cheryl, którego imię sprytnie zmieniono na Harry, dziewczyna znajduje pod łóżkiem połowę Pieczęci Metatrona (bo przecież wszyscy trzymamy tam potężne artefakty. Ewentualnie w szafce na buty).
Już po dotarciu do Silent Hill, zostaje zaskoczona przez wyjące syreny, zwiastujące rychłą przemianę miasteczka w jego mroczny odpowiednik. Po krótkich i właściwie pozbawionych znaczenia perypetiach, Heather trafia do składu manekinów. Przyznam, że na kolejną chwilę odżyła we mnie iskierka nadziei. Pamiętna scena z manekinem z trzeciej gry do tej pory wywołuje gęsią skórkę. Czy można było to zepsuć?

                                                     Pocieszny stworek

Można. Drogę bohaterce zastępuje przedziwny i w sumie pocieszny manekino-pająk. Gdy tylko się pojawił, strasząc żałosnej jakości animacją, moja współoglądaczka, a zarazem ładniejsza połowa, wpadła w niemal histeryczny śmiech na granicy czkawki. W chwili, gdy zaczęła poruszać palcami na wzór pająka i wydawać z siebie dziwne kliknięcia wiedziałem, że autorzy ponieśli sromotną porażkę.
Nieco później, Heather trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie przetrzymywany jest Leonard Wolf. Tutaj pojawia się kolejny problem. Skoro ten człowiek został uwięziony tylko dlatego, że miał inną wizję kierowania zakonem, to dlaczego nie uwolnił się wcześniej, używając Pieczęci (jak pamiętamy, dysponował całością póki Rose nie ukradła połowy). Wystarczyło, że Heather podała mężczyźnie brakującą część, by ten wsunął ją w siebie (dobrze, że nie skorzystał z żadnego naturalnego otworu ciała) i przemienił w potwora, a pomimo,to został zabity przez nastoletnią dziewczynkę. Wystarczyło wyciągnąć jasno świecącą pieczęć z jego brzucha.

Gwóźdź do trumny

Największą zbrodnią „Silent Hill: Revelation 3D” jest płytka fabuła. Podczas, gdy w grze każda postać miała historię, motywy uzasadniające ich kroki, tutaj stanowią jedynie płaskie tło dla słabej jakości efektów. Detektyw, w oryginale stający po stronie Heather i próbujący powstrzymać Zakon i stojącą na jego czele Klaudię, opowiada o smutnym, samotnym życiu po stracie syna. Leonard Wolf został zamknięty w szpitalu nie przez kaprys - okazuje się, że bił własną córkę, w wyniku czego ta go znienawidziła.
Również sama Klaudia nie jest jedynie główną złą, pragnącą zniszczenia dla samego zniszczenia. Kobieta, nad którą od dzieciństwa znęcała się osoba mająca ją chronić, nigdy nie zaznała szczęścia. W związku z tym, zwróciła się w kierunku bóstwa Zakonu, obiecującego stworzenie raju na ziemi, miejsca pozbawionego zła i cierpienia. Aby to osiągnąć, musi doprowadzić do ponownego przyjścia na świat tej istoty poprzez Heather. Oczywiście, proces urodzenia bóstwa nie zakłada przeżycia szczęśliwej mamy.
Również druga Heather jest przekombinowana. Heather, a właściwie Cheryl jest resztką dobroci, jaką miała w sercu Alessa, gdy umierała w ogniu. Dziewczynka została oddzielona od całości i odesłana do pobliskiego sierocińca. Teraz ta mroczna część pragnie połączyć się w jedno z Heather i dlatego... nasyła potwory? Tak czy siak, za sprawą wszechmocnej miłości, ujętej w potędze przytulania, nasza bohaterka staje się jednością z mroczną stroną.

    Kiedy najbardziej przerażającym elementem horroru jest głowa klauna w tle, coś robi się źle

Nawet Piramidogłowemu, w oryginale kompletnie nieobecnemu, się oberwało. Biedaka dotknął ten sam syndrom dobrego potwora, co Nemesisa w filmowym „Resident Evil 2”. W sytuacji zagrożenia, rusza na pomoc dziewczynie, stając do walki z ostatecznym przeciwnikiem. Może kogoś to zaskoczy, ale nie jest nim bóstwo z gry. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych istot w historii survival horrorów została zdegradowana do obrońcy małych dziewczynek, wdów i sierot.

Cliffhanger

Wszystkie powyższe uwagi były pisane z punktu widzenia kogoś, kto w pewnym stopniu zna fabułę gier. Jednak argument skrajnej niezgodności z materiałem źródłowym traci na znaczeniu, jeśli do kina wybiera się osoba nie będąca miłośnikiem Cichego Wzgórza. Taki człowiek otrzymuje wtedy wątpliwej jakości opowieść z, w sumie jednym, ciekawym efektem 3D (zdecydowanie za mało, by umieszczać to oznaczenie w tytule).

                                                              Trzy-deeee!

Jedynym znośnym elementem filmu jest oprawa muzyczna, która powstała we współpracy z twórcą świetnych ścieżek dźwiękowych do gier z serii o Silent Hill – Akirą Yamaoką. Niestety, nawet ona ginie gdzieś między plastykowymi potworami, a dziurawą fabułą.
Chętnie napisałbym na zakończenie, że trzeciego filmu nie będzie. Nie pozwolono mi na to. Bohaterowie, zostawiając Ciche Wzgórze w lusterkach ciężarówki Travisa Grady’ego (tak, nawet on się przewija), mijają transport więźniów. Czyżby następna część dotyczyła ulewy? 

Komentarze

  1. Oglądałem ten film jako osoba nie znająca świata Silent Hill z gier i wrażenie mam podobne- nieźle zapowiadający się początek (Piramidogłowy napędzający karuzelę całkiem mi się podobał), potem już tylko kolejne fabularne idiotyzmy, fatalna gra aktorska, kiepski montaż, efekty miejscami okrutnie słabe- Sean Bean w cholernym styropianowym posągu jakiegoś brzydala.. Ech, długo by tak wymieniać, generalnie nie polecam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014