Przejdź do głównej zawartości

[Recenzja] Kowal i Spalony na jednej półce stali

Wspominałem przy starcie bloga, że czasem zahaczę w jakimś tekście o piłkę nożną? Nie? No to wspominam teraz.

Od kilku lat mam w zwyczaju kupując prezent ojcu, robić jednocześnie prezent sobie- słuchamy podobnej muzyki, obaj uwielbiamy Clarksona, no i interesujemy się piłką nożną, chociaż na nieco innym poziomie- on zawsze po polskich piłkarzach jedzie, a ja robię to co najwyżej często. Taryfę ulgową mają tylko chłopaki z Legii, bo jak wiadomo z piosenki "Legia Pany" kultowego zespołu TPN25 "Bo tam [na Legii] tacy fajni piłkarze, a większość innych, to chuje!", ale i im obrywa się regularnie. Ja mu się nie dziwię, jak ktoś oglądał na boisku Deynę, Bońka, Lubańskiego i pozostałych, a od dwudziestu lat skazany jest na takie łamagi, jakie mamy, to ma prawo się wkurwiać i być cyniczny. Sam piłką nożną zacząłem się interesować późno, dopiero w 2000 (wcześniej okazjonalnie oglądałem mecze), więc do wpierdolu i rozbudzonych nadziei jestem przyzwyczajony. No dobra, ale ja nie o tym miałem- w zeszłym roku sprezentowałem mu dwie piłkarskie biografie, Wojtka Kowalczyka i Andrzeja Iwana, obie autorstwa Krzysztofa Stanowskiego. W trakcie ostatniej wizycie u rodziców pożyczyłem obie książki, ale byłem pewien obaw- biografie piłkarskie zalewają obecnie rynek, a większość z nich to niestety mdłe gówno, pisane przez dział marketingu i agentów PR. Rooney jeszcze nie ma 30stki, a wyszły już chyba 3 jego biografie... W przypadku Kowala i Spalonego jest na szczęście inaczej.
Kowal. Historia prawdziwa.

Zacznę od książki słabszej, wydanej i napisanej już 10 lat temu. No właśnie, minęła dekada i to niestety (poza współczesną okładką) widać. Kowalczyk wraz ze Stanowskim postanowili w oryginalnym tekście nie zmieniać nawet kropki, oraz nie dodawać żadnych nowych materiałów, poza napisanym przez Krzysztofa Stanowskiego wstępem. Ciekawe, czy literówki nie zostały poprawione od czasu pierwszego wydania, czy to już rzecz nowa?
Jest to decyzja, którą na pewno łatwo wybronić sensownymi argumentami- czytelnicy domagali się wznowienia tego właśnie produktu, nie nowej książki,. nie edycji poprawionej, tylko Kowala z roku 2003, a gdyby autorzy zaczęli poprawiać kolejne rozdziały, nagle okazałoby się, że otrzymalibyśmy zupełnie inną książkę. Osobiście chyba spodziewałem się (czytałem Kowala po Spalonym) innej książki, czegoś nieco głębszego, ciekawszego, dojrzałego.
Co więc otrzymujemy w Kowalu? Lekką i dość radosną historię piłkarza, który robił w życiu to, na co akurat miał ochotę, kilkanaście mniej lub bardziej zabawnych anegdotek, odrobinę kulisów szatni i trochę wspominków gościa, któremu niedawno stuknęła trzydziestka, a wszystko to spisane przez młodego i utalentowanego, ale niedoświadczonego dziennikarza. Dowiemy się (aż żałuję, że nie liczyłem ile razy wspominano o tym w książce, na pijacką grę by się nadawało), że Kowal strzelał gole Sampdorii i że kibicie go w Wawie kochali, że Piechniczek jest chuj i PZPN to też chuje (ha, a tu niespodzianka, w 2013 już nie!), a Jarek Bako ma wielkiego pindola. Całości brakuje jakiejś większej myśli przewodniej- jest to pewnie spowodowane tym, że książka początkowo drukowana była w Przeglądzie Sportowym w odcinkach- nie ma perspektywy, nie ma szerszego spojrzenia. Największą ukazaną w Kowalu kontrowersją jest chyba to, że Kowalczyk zrobił sobie w wieku 27 lat półtoraroczny urlop od piłki. Kowalczyk podkreśla w książce, że piłkarze to zwykle prości goście, którzy poza piłką nie mają właściwie nic ciekawego do powiedzenia, niestety sam daleko nie odbiega (nie odbiegał dekadę temu?) od tego stereotypu, bo jakie ma zainteresowania poza piłką? Zbieranie grzybów. I tyle się dowiemy. Nie znam Kowala osobiście, być może celowo nie chciał opowiadać dużo o prywatnej sferze życia, no ale chociaż jakieś hobby by się przydało opisać...

Dla kogo więc jest ta książka? Na pewno dla tych, którzy oglądali Kowalczyka na boisku. Pewnie też dla fanów polskiej piłki nożnej, których ciekawi co też się w niej działo w latach 90tych (chociaż o korupcji jest bardzo mało), dla kibiców Legii, bo o nich jest dużo i ciepło, a i okazja do przypomnienia sobie kilku świetnych meczy się trafia, dla tych, którzy chcieliby poznać kulisy ostatniego sukcesu polskiej kadry (srebro na olimpiadzie w Barcelonie).
Na pewno nie polecam Kowala osobom, które na ligowe boiska nie zaglądały, nie zaglądają i zaglądać nie mają zamiaru, bo w trakcie lektury umrą z nudy. Fanatycznym kibicom Lecha, Widzewa i innych polskich drużyn raczej też bym radził odpuścić, bo Kowal nie kryje się ze swoimi sympatiami i antypatiami. To typowa piłkarska biografia, tylko dla fanów. Może i zaraz po wydaniu wydawała się skandaliczna, bo Kowal powiedział, że Świerczewski nie nadaje się na lidera drużyny, Żurawski jest nudny, a Murawski gra beznadziejnie, ale to było 10 lat temu, od tego czasu granice mocno się przesunęły.

Znacznie bardziej ciekawiłaby mnie historia, którą Kowalczyk miałbym do opowiedzenia obecnie, po wielu latach pracy w mediach. W przypadku powieści wiek autora nie ma dla mnie znaczenia, w biografiach wolę jednak, kiedy opisują losy kogoś, kto nie tylko wiele w życiu przeżył, ale też zdążył nabrać do tego wszystkiego dystansu...

Ocena: 5+/10 (jeśli ktoś nie lubi futbolu: 3/10)

Spalony

Trochę wad z Kowala wymieniłem, prawda? W Spalonym żadnej z wyżej wymienionych nie uświadczycie.

W końcu mamy do czynienia nie z biografią piłkarza, tylko faceta, który z zawodu był piłkarzem, a jest to różnica wbrew pozorom kolosalna. Spalony to niezwykle ciekawa opowieść o człowieku, który wspinał się na szczyt tylko po to, żeby zaraz z niego spaść, zapewne gdyby nie udana próba nawiązania w tytule do terminologii piłkarskiej, książka zatytułowana byłaby Syzyf.

Dzięki temu, że mamy tutaj do czynienia nie z drukowanymi w odcinkach w gazecie wspominkami, tylko pełnoprawną biografią, całość można było odpowiednio ułożyć, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem, wszystko ma tu swoje miejsce, swój czas, swój rytm. Zaczyna się mocno, bo od wspomnień Iwana z pobytu w ośrodku dla psychicznie chorych, gdzie leczył się z alkoholizmu, a wstęp ten nadaje odpowiedni ton całości. Znając ten fakt, śledzimy losy człowieka, który dąży do autodestrukcji i nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak wielkie bagno wpada z każdym kolejnym dniem- biografia jest dzięki temu ciekawsza i pełniejsza. Andrzej Iwan nie podzielił się swoimi wspomnieniami chwilę po ukończeniu trzydziestki, a już po tym, jak przekroczył 50 lat. To ciężko doświadczony życiem facet, który swoje- dobre i złe- przeżył, chwytał życie garściami i ma teraz do powiedzenia coś więcej, niż to, że fajną brameczkę strzelił (chociaż o ładnych golach też jest). Iwan nie pomija też mrocznych stron polskiego futbolu, koło opisów wielkich sukcesów i fantastycznych dryblingów jest tutaj miejsce na alkohol, korupcję, hazard czy powiązania z podejrzanymi "biznesmenami".

Widać też jak wielką ewolucję przeszedł od czasu wydania Kowala autor obu biografii, Krzysztof Stanowski- zamiast młodego dziennikarza sportowej gazety, wspomnienia spisuje w tym wypadku jedno z najlepszych (moim zdaniem najlepsze) piór polskiego dziennikarstwa sportowego (a być może nie tylko sportowego), redaktor największego piłkarskiego portalu w rodzimej sieci, facet, a nie chłopak. Kiedy trzeba opisać zabawną historyjkę jest lekko i z luzem, przy tematach poważniejszych tekst porusza i nie traci przy tym na jakości. Rzadka to rzecz w przypadku biografii, kiedy to zwykle "doroślejsze" fragmenty są najnudniejszym etapem lektury- nie dlatego, że same w sobie są nudne, tylko dlatego, że autor nie potrafi ich odpowiednio opisać. Czytając biografie czasem czuję się przy "zabawnych anegdotkach" tak, jak przy oglądaniu programów Szymona Majewskiego- ani to zabawne, ani interesujące- przy Spalonym naprawdę nie trzeba nic palić, żeby parskać śmiechem! W przeciwieństwie do Kowalczyka, Iwan- wielki kibic Wisły Kraków- nie podkreśla na każdym kroku wzajemnych kibicowski animozji. Czy to dobrze, czy źle, to już indywidualna sprawa każdego czytającego, według mnie obie metody się bronią.

Spalony to pozycja dla każdego, kogo interesują prawdziwe historie prawdziwych ludzi- bez upiększeń, bez słodzenia. To właśnie ta bijąca z każdej strony autentyczność, wymieszane w odpowiednich proporcjach powaga i dowcip, oraz świetny styl sprawiają, że jest to jedna z najlepszych biografii jakie czytałem. Polecam !

Ocena: 9/10 (jeśli ktoś nie cierpi piłki: 8/10, testowane na mej rodzicielce)


Jak możecie zauważyć na zdjęciach, wydania obu książek utrzymane są w podobnej- bardzo ładnej zresztą- szacie graficznej. Co prawda Krzysztof Stanowski deklarował, że więcej książek pisać nie zamierza, prawdopodobnie dlatego, że wypalił się przy Spalonym, jednak skończyło się jak zawsze przy mówieniu "nigdy!". W planach ma napisanie książki w której Grzegorz Szamotulski opisuje współczesny futbol, oraz jeszcze jeden tytuł, chwilowo utrzymywany w tajemnicy- prawdopodobnie książkę opisującą uzależnienie od hazardu wśród polskich piłkarzy/ sportowców. Jeśli więc wahacie się nad zakupem Kowala, posiadacie już Spalonego, a chcecie mieć na półce ładnie wyglądającą serię- kupujcie też Kowala.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014