Przejdź do głównej zawartości

Kilofem w Lucjana


Kto nie pamięta „Omenu”? Jego premiera miała miejsce w 1976 roku i odbiła się szerokim echem, torując drogę do annałów kina. Jednak to nie walka z pomiotem szatana decydowała o powodzeniu filmu. Szczerze, któż by nie chciał choć na chwilę wcielić się w potomka samego diabła, po czym ruszyć na krwawe łowy, korzystając z nadprzyrodzonych mocy? 

Podobny pomysł zakiełkował w umysłach ludzi z Shiver Games. „Lucius” daje możliwość wejścia w rolę kogoś rodzaju Damiena Thorna z „Omenu”. Nasz bohater, sześcioletni chłopczyk imieniem Lucius w dniu urodzin najpierw wycina dość chłodny numer pokojówce, by następnego poranka zostać odwiedzonym przez niezwykłego gościa. W pokoju dziecka zjawia się sam diabeł, wyjaśniając, że właśnie on jest ojcem Lucjana i zamierza wykorzystać go do przejęcia władzy nad światem. Jakżeby inaczej.

Mordując na trójkołowcu, czyli they see me rollin'

Dante Manor, czyli plac zabaw Luciusa jest dość obszernym miejscem. Cóż się dziwić, w końcu jeśli rodzić się antychrystem, to w odpowiednich warunkach. Do dyspozycji gracza oddano całkiem sporą ilość pokoi, piwnic, podziemi oraz spory kawał ogrodu. Całe szczęście, w trakcie eksploracji można natknąć się na innych domowników, dzięki czemu miejsce nie sprawia wrażenie wymarłego. Przynajmniej nie od razu.
Gra to bardzo ciekawe połączenie kilku gatunków, a mianowicie thrillera psychologicznego, horroru a nawet skradanki. Głównym celem Luciusa jest systematyczne aranżowanie nieszczęśliwych wypadków, przerzedzając skład osobowy mieszkańców i pracowników posiadłości. 

Gracz dokonuje tego z użyciem mocy, jak na przykład telekinezy czy hipnozy oraz dość widocznych wskazówek. Trzeba jednak pamiętać, że przede wszystkim nie można dać się złapać. Lucius jest tylko dzieckiem, a z czasem (oraz ofiarami) rośnie determinacja policji oraz reprezentantów kościoła do wykrycia i unieszkodliwienia czynnika generującego wypadki. Choćby miało to oznaczać jeszcze jedną, sześcioletnią duszyczkę.

Całość, wraz z kilkoma zadaniami pobocznymi zajmuje około dziewięciu godzin i jak na grę niezależnego studia, prezentuje całkiem przyzwoity poziom. Grafika co prawda nie powala, ale i nie odstrasza, a to zawsze coś. Niestety, od czasu do czasu można trafić na przeróżnego rodzaju błędy, jak przenikanie obiektów, teleportacja postaci, brak kontroli nad antybohaterem. Czasem nie pozostaje nic innego, jak resetować grę.

Gaśnicą w twarz

Pomysł na Luciusa prezentował się zacnie, a po zapowiedziach można było wiele się spodziewać. Niestety, o ile nie jesteście, drodzy czytelnicy, fanami odszukiwania sposobów na kolejne morderstwa (w sytuacji, gdzie tylko jedno rozwiązanie jest słuszne), to nie będziecie się dobrze bawić. Shiver Games nie pozostawia miejsca na improwizację, czy jakikolwiek inny przejaw kreatywności. Nawet jeśli dałoby się wymyślić i zaaranżować coś inaczej, a graczowi trafia się idealna okazja, to trudno. Trzeba robić „po bożemu”.

Głównie to z tego powodu gra zbierała przeciętne oceny. Bądź co bądź zasłużenie, ponieważ „Lucius” nie jest tytułem wybitnym. Nawet metka „bardzo dobry” niezbyt chce do niego przylegać. Może się jednak podobać, o ile nie popełni się błędu i uwierzy w dość popularne stwierdzenie, że oto mamy do czynienia z Hitmanem w demonicznym wydaniu. Oczywistym jest, że „Lucius” obok łysego zabójcy nawet nie leżał.

Jest jedno nastawienie, które pozwoli wycisnąć z tego tytułu najwięcej przyjemności. Oto mamy przed sobą unikalną grę logiczną z nutkami horroru. Możemy przestać udawać, że dobro jest zawsze najlepszym wyborem i oddać się radosnemu eliminowaniu kolejnych obiektów. Niby za każdym razem będzie to wyglądać tak samo? Prawda, ale za to jak malowniczo prezentują się kolejne zgony. Poza tym, to wciąż jest około dziewięć godzin grania za garść złotówek, a to dzięki Techland, które wydało tytuł w serii „Dobra Gra”. 

Im dłużej przebywałem w Dante Manor, tym więcej wątpliwości krążyło mi po głowie. Początkowy zachwyt nad swobodą i niekonwencjonalnym podejściem do tematu miarowo stygł. Owszem, jest to gra niezależnych twórców, ale czy to oznacza, że należy oczekiwać od niej mniej? Odpowiedź może być tylko jedna – nie.

Produkt za który się płaci musi prezentować odpowiedni poziom. Nie można, czy raczej nie powinno się najpierw żądać wygórowanej ceny za coś, co odrzuca na pierwszy rzut oka. Całe szczęście, „Lucius” jest chlubnym wyjątkiem. Owszem, jest liniowa, błędy się zdarzają a po jednorazowym przejściu ma się pełen obraz, ale skromnym zdaniem autora niniejszej recenzji warto wyłożyć tych dziewiętnaście złotych i poświęcić synowi diabła kilka godzin.
Miłośnicy rozgryzania zagadek nie będą zawiedzeni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014