Na okładce długowłosy facet w czarnej skórze, naszywki z
rockowymi kapelami i przebiegający pomiędzy pokazującymi \m/ palcami
prąd. Gdyby Kuba Ćwiek nie miał już na naszym rynku uznanej pozycji i
licznej grupy fanów, powiedziałbym, że Dark Crayon znowu sprzedał
Ćwiekowi mnóstwo egzemplarzy.
Z 10 razy zabierałem się
do napisania tej recenzji i z 10 razy wkurzony odchodziłem od
klawiatury, a to dlatego, że kampania reklamowa była na tyle dobra i na
tyle intensywna, że jeśli tylko uważnie się ją śledziło (co żem był
uczynił) to praktycznie nie da się napisać o książce nic, co nie zostało
by już publicznie powiedziane. Podoba mi się to, co Fabryka Słów wraz z
Ćwiekiem zrobiła dla wypromowania Dreszcza, ale następnym razem chyba
sobie recenzję odpuszczę, wstawię tylko ocenę z krótkim uzasadnieniem.
Muszę
przyznać, że po rockowych "Chłopcach" trochę się lektury Dreszcza
obawiałem. W ciągu kilku miesięcy książka o co prawda innej tematyce -
tam historia inspirowana Piotrusiem Panem, tutaj heros w komiksowym
stylu - ale podobnym, ostro gitarowym klimacie, w dodatku od tego samego
autora. Regularnie przez głowę przechodziła mi myśl, że co za dużo, to
niezdrowo. Na szczęście moje obawy nie znalazły pokrycia w
rzeczywistości i dostaliśmy kawał porządnego, literackiego mięcha. A no
właśnie, lekturę zaczynamy od ostrzeżenia o rzucanie tymże mięchem, ale nie dajcie się zwieść - "Dreszcz" (jako książka, bo sam
Rychu nieco bardziej) nie jest przesadnie wulgarny, nie epatuje
bluzgami, seksem i przemocą w stopniu większym, niż można by się tego
spodziewać po takim, a nie innym bohaterze, otoczeniu i konwencji. Cała ta przedmowa to raczej papierek lakmusowy (podobnie jak autorowi,
wydawało mi się, że wystarczającym ostrzeżeniem powinna być już sama okładka), ostateczny
argument do odwołania się w dyskusji z nawiedzonymi mamuśkami, które
myślą, że ich dzieci w szkole krzyczą do swoich kolegów "Motyla noga, to
ci dopiero historia! Sto pociech z takim huncwotem!".
Główny
bohater - Rysiek Zwierzchowski, rockman z 60-tką na karku - nie jest typem
herosa, jakiego zwykle stawia się za wzór. Jego główne zajęcia to granie
na wiośle i jaranie trawy. Gdzieś w trakcie jego burzliwego życia
wypaliła się w nim ambicja - czasem gra na ulicy, nie komponuje, nie
szuka towarzystwa innych muzyków, nic nie robi ze swoim życiem,
utrzymuje go córka (ostatnia która jeszcze się do niego przyznaje). Jedyną
osobą z którą ma przyjacielskie stosunki jest Alojzy - sąsiad, emerytowany górnik, a w późniejszym etapie książki także
"sumienie" głównego bohatera. To właśnie Alojz sprawia, że Rysiek
pozostaje po jasnej stronie mocy, a przy okazji dialogi w
wykonaniu obu panów czyta się z przyjemnością - w tym wypadku
przeciwieństwa ewidentnie się przyciągają. Nie da się jednak ukryć, że
"Zwierzu" potrzebuje dostać porządnego kopa w dupę, żeby w końcu zrobić
coś ze swoim życiem. Potrzebował, to i dostał, kopnął go prąd. Piorunem.
Well you ask me 'bout the clothes I wear
And you ask me why I grow my hair
And you ask me why I'm in a band
I dig doin' one night stands
And you wanna see me doin' my thing
All you gotta do is plug me into high
I said high
High voltage rock 'n' roll
High voltage rock 'n' roll
High voltage
High voltage
High voltage rock 'n' roll
W
przemianie Ryśka w tradycyjnym stylu "from zero to hero" pomaga Benjamin -
młody Anglik, chcący zostać Richardowym lokajem. Postać Benjamina to
moim zdaniem największa wada - wiem, że "Dreszcz" pisany jest w
konwencji marvelowskiego komiksu, jednak nie przeszkadza to Ćwiekowi
stworzyć na kartach książki bohaterów, w których wierzymy. Benjamin jest
natomiast mniej realny, niż ryśkowe moce. Niezwykle
uzdolniony, z bajecznie bogatej rodziny, w której mimo wszystko każdy
facet zostaje lokajem, zna wiele języków, w tym biegle polski (który
uwielbia), a jego marzeniem jest zostać Alfredem Pennyworthem. No kurka
wodna, chociaż sam Ben wzbudza sympatię, to jego postać rozłazi się w
szwach. To nie przerysowany Zawisza Czarny (po szczegóły odsyłam do
książki, w 98% przypadków radosny rechot gwarantowany), żeby taki kit
przeszedł bez konsekwencji - jeśli ktoś taki źle wypada na tle mniej lub
bardziej pastiszowych superherosów i superłotrów (a uwierzcie mi,
pomysły na nich są tak popieprzone, że w Polsce chyba żaden inny autor
nie potrafił by tego opisać tak, żeby wyszło to fajnie, a nie żałośnie),
to wiedz, że coś się dzieje.
Książka napisana jest
charakterystycznym dla Ćwieka stylem, lekkim, pełnym humoru, a kiedy
trzeba - ostrym. Spodobało mi się to, jak pokazano
charakterystyczne cechy Katowic i Krakowa - tramwaje kursujące pomiędzy Katowicami a
Chorzowem i wynikające z tego spięcia, studenckie kluby i mimowie w
Kraku - niby mało ważne szczególiki, a jednak sprawiają, że miejsce akcji
odróżnia się nie tylko dlatego, że autor tak powiedział. Trzeba też
zaznaczyć, że Alojz przez cały czas mówi gwarą śląską. Trochę się tego
obawiałem - chociaż zwykle bardzo lubię takie elementy - bo za tą akurat
gwarą nie przepadam, ale wyszło to naprawdę świetnie.
Kwiatek pieprznięty błyskawicą |
Jaki
więc jest "Dreszcz"? Mocny, rockowy, prosty, głośny, zabawny,
przerysowany, złośliwy. Dobry. Żałuję jedynie, że taki krótki, jeden
rozdział więcej na pewno by książce nie zaszkodził... Jeśli ktoś,
podobnie jak ja, kilka ładnych lat spędził rozbijając się pod sceną na
rockowych i metalowych koncertach, a przy tym jest fanem komiksów od
Marvela, nie ma prawa nie być z tej książki zadowolony. Bo Rychu
Zwierzchowski się w tańcu nie pierdoli i jest dokładnie taki, jaki
powinien być. A że nie ma w tym żadnej głębi? No jak ktoś sięga po
książkę Kuby Ćwieka i liczy na filozoficzne rozważania na temat ludzkiej
natury, to tak, jakby oczekiwał operowej arii na koncercie AC/ DC. To
znaczy - idiotą jest. Zresztą, jeśli ktoś od każdej czytanej lektury oczekuje intelektualnego wyzwania, to chyba też mu pod kopułą kilka styków niedomaga...
Aha, słówko jeszcze o akcji
promocyjnej.
Fabryka Słów stanęła na wysokości zadania i marketing był
dokładnie taki, jak książka i jej autor. I wypadło to autentycznie.
Specjalnie na potrzeby "Dreszcza" zawiązała się grupa El Voltage, która
nagrała już nawet pierwszą piosenkę "Bo ma być głośno (póki Angus gra)" -
niech was nie zwiedzie dziadowski tytuł, kawałek jest naprawdę fajny
(spodziewajcie się raczej Dżemu niż "Thunderstruck"), z dobrym
teledyskiem. Tylko może następnym razem przy solo niech Jakub Jabłonka
wywija elektrykiem. Planowana jest już trasa zespołu, w trakcie której
Kuba ma pisać książkę. Jeśli połączyć to z zapowiedzią kolejnej edycji
rock'n'read, jesienią może być naprawdę ciekawie! Liczę na kreatywną,
marketingową wojenkę pomiędzy SQN (wydawca "Chłopców") a Fabryką!
PS
Recenzji "Chłopców" nie będzie. Nie mam pewności, czy uda mi się
uniknąć zdań typu "podobali mi się Chłopcy", "Chłopców aż miło wziąć w
rękę" czy "świetnie spędziłem czas z Chłopcami".
Ocena: 7 / 10
Skoro wszystko w porządku (poza jedną postacią), to dlaczego tylko siódemka?
OdpowiedzUsuńJedna postać i długość książki- kilka stron mniej i można by mówić o małym skandalu ;) Do tego kilka mniejszych błędów, literówki, itd. A na 10/10 trzeba naprawdę mocno zasłużyć.
OdpowiedzUsuńDość powszechnym jest zwyczaj stawiania wysokich ocen. Można nawet odnieść wrażenie, że jak dana pozycja siedzi poniżej ósemki, to jest gniotem. Nic bardziej mylnego. Siedem oznacza produkt dobry, przy którym można spędzić miłe chwile. Nie idealny, ale solidny.
OdpowiedzUsuń7 to produkt bardzo dobry, nawet bym rzekł, za "zwyczajnie" dobry jest 6 :)
OdpowiedzUsuń10-cio stopniowa skala z LC mówi co następuje:
OdpowiedzUsuń1 - beznadziejna;
2 - bardzo słaba
3 - słaba
4 - może być
5 - przeciętna
6 - dobra
7 - bardzo dobra
8 - rewelacyjna
9 - wybitna
10 - arcydzieło
Bardzo dobra to (chyba) bardzo dobra ocena? ;)
I wsio jasne :]
OdpowiedzUsuńA mi się nawet bardziej podobało, niż na tą siódemeczkę :P Ale pal licho liczby! Rock and roll!
OdpowiedzUsuńMyślałem, że po "Chłopcach" Ćwiek już mnie nie zaskoczy, a tu proszę - polski superbohater (nie, nie mam na myśli Zawiszy Czarnego xD). A "Chłopców" videłorecenzowałem i chyba udało mi się uniknąć stwierdzenia, iż mi się podobali, czy inszy pierun :P
W każdym razie - na "Dreszcza" videłorecenzyję też się zasadzam. Praca wre, niech mię piorun czaśnie! Bo ma być głośno ;)
Tylko uważaj z tym hasłem "bo ma być głośno"- jak ustawisz głośność filmu sporo ponad normę i ryknie to na dzień dobry każdemu w głośnikach, to cię pół internetu będzie ścigać z żądzą mordu w oczach ;)
OdpowiedzUsuńno i kurde bele, co wy macie z tymi skalami ocen, że jeśli się podobało, to musi być od 8 w górę..
OdpowiedzUsuńHaha, a miałem zamiar właśnie tak ryknąć :P Zobaczymy jak to wyjdzie xD
OdpowiedzUsuńA z ocenami... Kurde bele... Nie wiem :P Jakoś tak mnie skręca, jak daję fajnej książce siódemkę... Bo na przykład 5, to już dla mnie coś słabego... Rzadko kiedy w ogóle taką ocenę wystawiam, a niższej nawet mi się jeszcze nie zdarzyło :P
Chyba tak bardzo lubię książki, że po prostu nie mam serca, by wystawiać im takie fuj fuj ocenki :P Ojj... So słit... Blah.
Olać oceny, póki gra muzyka :P
I właśnie dlatego przy zakupie książek olewam 95% recenzji, polegając tylko na kilku sprawdzonych, których autorzy nie mają skali ocen w przedziale 7-10 ;] 5 to wszak pozycja przeciętna, ale w pełni strawna, bez znaczących minusów i bez znaczących plusów
OdpowiedzUsuńzresztą, oceny są jedynie dopełnieniem recenzji
Bo się skale ocen przez ostatnie lata mocno zdewaluowały, rzeczy poniżej siódemki to "gnioty niewarte wzmianki" i nawet jak człowiek wie, że to nie do końca tak wygląda i siódemka to całkiem przyzwoita ocena, to jednak trudno jest mu się uwolnić od takiego sposobu myślenia. Kłamstwo powtarzane tysiąc razy i tak dalej. Dlatego też wolę recenzje bez ocen. Przynajmniej nie kusi mnie zjechać na sam koniec tekstu i tylko spojrzeć na cyferki :]
OdpowiedzUsuńFaktycznie, macie rację z tą zachwianą skalą oceniania... Muszę to sobie skorygować wszystko, no i zmienić punkt widzenia... :P To może w takim razie już nie będziesz olewać moich recenzji, el Browarre? :D Hehe, żartuje ;)
OdpowiedzUsuńBy the way... Nasz blog został nominowany do takiej bloggowej zabawy (nie pytaj xD), no i musieliśmy nominować kolejnych 11 osób... Padło też na was :P Sprawdźcie i dołączcie, jeśli chęć macie ;)
Jakiej zabawy? Ja nawet nie śledzę 11 blogów ;)
OdpowiedzUsuńOkej, już znalazłem wpis o tym na Recenzjum- cała nasza trójka znajdzie na pewno 11 blogów do nominowania ;) Weźmiemy chętnie udział
OdpowiedzUsuń