Przejdź do głównej zawartości

Zagubieni: Inwazja [recenzja]


Kosmiczny kot Głuszek
Trochę zaczynam zazdrościć młodszym czytelnikom, którzy rozpoczynają teraz swoją przygodę z literaturą. Poza seriami, które z ogromną przyjemnością pochłaniałem w ich wieku (Pan Samochodzik!), mają też obecnie do wyboru nowe, świetne cykle: "Feliks, Net i Nika", "Kroniki Archeo", "Tappi", a teraz także "Zagubieni". Andrzej Pilipiuk (coś często na blogu wspominam o jego wypowiedziach, cóż, niezależnie od tego jak oceniam poszczególne jego książki, zwykle ma naprawdę sporo ciekawego do powiedzenia) mówił o tym, że polscy pisarze fantastyki powinni "odzyskać" segment książek dla dzieci i młodzieży, zagarnięty przez zachodnich autorów.  Zgadzam się z nim w tym względzie, a jak widać rynek nie lubi próżni i takie właśnie działania możemy obecnie obserwować. To cieszy.

"Zagubieni" to space opera, kierowana do nastoletniego czytelnika (moim zdaniem głównie 8-13), jednak nieco dojrzalsi czytelnicy również spędzą przy niej kilka miłych chwil, o ile tylko będą pamiętali o fakcie, że nie jest to hard SF dla weteranów. Nie spodziewajcie się więc filozoficznych rozważań na temat kondycji ludzkości i skomplikowanych obliczeń trajektorii lotu kosmicznych pojazdów. W zamian otrzymacie wartką akcję, pełne humoru dialogi, a także garść klasycznych morałów. Nie uważam, żeby to ostatnie było wadą, wręcz przeciwnie, tradycyjne wartości (siła przyjaźni, miłość i dobro zwyciężą, warto spełniać swoje marzenia i rozwijać pasje) przekazywane w sposób sprawiający frajdę to rzecz, która w książce tego typu powinna się znaleźć. Nie ma też tutaj puszczania oka do rodzica, tak popularnego od czasów filmowego Shreka - i bardzo dobrze. (chyba, że Trytolianie to aluzja polityczna, Marcin twierdzi, że nie ;) )

Zagubionych czyta się niezwykle szybko, bo akcja w każdym rozdziale sprawia, że chcemy koniecznie poznać dalsze losy bohaterów. Protagoniści wzbudzają zresztą sympatię od samego początku - bystry i pełen energii Dorian, jego inteligentny ale "ciapowaty" przyjaciel Tommy, marudny robot domowy,
którego można by opisać znanym z Transformersów hasłem "more than meets the eye", zasadniczy kosmita Strod, czy kosmiczny kot Głuszek to naprawdę zgrana i ciekawa ekipa. Jak zwykle u Mortki świetnie wypadają skrzące się od humoru dialogi, ja szczególnie upodobałem sobie marudnego Głuszka i jego dywagacje na temat inteligencji i kultury kosmicznych ras. Dodam, że grafika okładkowa prezentuje się świetnie a i ilustracje w środku mnie urzekły- brawo!

JD nie pozwoliła robić zdjęć
Książka ma niestety kilka wad, największą z nich jest motyw Niszczycieli, z którymi walczą bohaterowie. Organizacja ta pragnie zniszczyć utopijny porządek świata, w którym nie ma broni, nie ma nałogów, nie ma zbrodni. I, cholera, ja im kibicuję! A raczej kibicowałbym, gdyby w swoich dążeniach nie spiknęli się z groźną, obcą rasą... Część nieprzemyślanych działań bohaterów można tłumaczyć ich młodym wiekiem, ale np. zapomnienie o tym, że posiada się na pokładzie statku anihilator i podejmuje bardzo ryzykowne działania, których można by dzięki wspomnianej broni uniknąć wygląda mi raczej na błąd autora. Książka nie jest gruba, jednak jej cenę ustalono na około 25 złotych- taka decyzja bardzo cieszy. Żadna z wymienionych wad nie wpływa jednak znacząco na odbiór całości.

Jeśli w dzieciństwie zachwycaliście się Gwiezdnymi Wojnami i wciąż potraficie się cieszyć tym, co bawi wasze dzieci, możecie śmiało sięgać po "Zagubionych", a dla młodszych czytelników spragnionych fascynującej kosmicznej przygody jest to pozycja wręcz obowiązkowa! Ja bawiłem się świetnie i z niecierpliwością czekam na kontynuację!

PS W książce pojawiają się takie tematy jak śmierć i wojna, ale przedstawione są w sposób łagodny i z wyczuciem, nie powinny przestraszyć waszego dziecka, czy wpłynąć negatywnie na jego psychikę. Mortka sam ma dwóch młodych synów, więc wie co robi. Kto twierdzi inaczej, ten chyba zapomniał czasy kiedy sam był dzieciakiem i nasłuchał się teraz jakichś hipisowskich bzdur.

Ocena : 7+/10

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa.


Komentarze

  1. JD nie pozwoliła bo jest zazdrosna o Głuszka ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja, również wychowana na Samochodziku, kierowana zazdrością czytam właśnie serię o Jaku Ransomie:) Ale innymi młodzieżówkami, poza romansami o wampirach i zombie, także nie pogardzę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie byłoby fajnie odświeżyć sobie Pana Samochodzika (od Nienackiego, nie Pilipiuka oczywiście), ale trochę się boję, że przez lata straciły dla mnie całą magię i zepsułbym sobie piękne wspomnienie..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014