Przejdź do głównej zawartości

Kneel Before Zod!

Oglądając „Człowieka ze Stali” musiałem pogodzić dwa punkty widzenia  - fanboy’a oraz recenzenta (co jest sporym naciągnięciem jeśli chodzi o osobę wyrażającą własne zdanie na blogu). Jako fan komiksu bawiłem się całkiem nieźle i równie dobrze mógłbym na tym zakończyć niniejszą recenzję, gdyby nie fakt, że „Man of Steel” filmem dobrym nie jest. (moim zdaniem jest, uwaga na duże SPOILERY, dop. Browarre'El)

general Cav: Dlaczego wasz uniżony recenzent Cava twierdzi tak a nie inaczej? Otóż sam nie byłem do końca pewien i to, zaraz obok czystego lenistwa, powstrzymywało mnie przed napisaniem tego tekstu. Jak można winić film o Supermanie za przesadny patos i bycie reklamą amerykańskiego stylu życia? Otóż można. Jeśli bohater na polu patetyczności przebija Kapitana Amerykę (który to, gwoli przypomnienia, chodzi ubrany we flagę USA), to coś jest mocno nie tak. Jasne, rozumiem kim jest Kal’El i jakie jest jego pochodzenie. Nie potrafię tylko zrozumieć motywacji twórców tego filmu do zrobienia z herosa maszyny zniszczenia.

Browarre'El: Ja dalej nie rozumiem jak możesz się czepiać Supermana za patos. I to taki, którego w dodatku nie było AŻ tak dużo. Spider-man od Raimiego skaczący wokół flagi Ameryki był 10x bardziej patetyczny (i żałosny w mojej opinii)

general Cav: Odwołajmy się zatem do definicji z wszystkowiedzącej cioci Wiki. Patos polega na ukazywaniu zjawisk o charakterze monumentalnym i wzniosłym. Naprawdę twierdzisz, że tego zjawiska nie widać niemal w każdej scenie tego filmu? Zaczynając od zamachu stanu na Kryptonie przez zagładę planety aż po bitwę trwającą ponad połowę czasu projekcji. Cholera, nawet Superman z Lois patrzą sobie w oczy z taką intensywnością, że aż słychać Carmina Burana w tle. W tych całych zarzutach o patos nie chodzi wcale o pozowanie na tle flagi Stanów Zjednoczonych, a o te wszystkie podniosłe chwile. Jeśli się odpowiednio za to zabrać, to nawet w stawianiu porannego klocka może być mnóstwo patosu. Ale muszę się zgodzić, Spidey od Raimiego był żałosny i to nie tylko na tle gwiazd i pasków.

Browarre'El: Och, tak definiowany, podręcznikowy patos MUSIAŁ się znaleźć w filmie z Supermanem, inaczej nie byłby to film o Kal'Elu, tylko o gościu, który ma trochę więcej siły w łapach. Cały czas chodzi mi o pokazanie jego nadmiaru, którego po prostu nie widzę (w przeciwieństwie właśnie do filmów o Pająku w wykonaniu Raimiego). Czego się ludzie spodziewali idąc na seans? Kina moralnego niepokoju?


general Cav: Fani podzielili się z grubsza na dwa obozy. Jedni są zachwyceni nową wizją Człowieka ze Stali, jego bezkompromisowego podejścia do wrogów oraz dewastacją mienia publicznego. Drudzy są oburzeni takim stanem rzeczy, wytykając daleko idące (choć znowu nie aż tak) zmiany w osobowości herosa. Siedzę okrakiem między tymi stronami, co i rusz się wahając. Z jednej strony, gdy posiada się siłę godną boga, ciężko jest z niej nie skorzystać w obliczu zagrożenia ze strony istot równych Supermanowi. Czym jest dewastacja jednego miasta w obliczu całej planety? Ale przecież dawny Kal’El tak nie postępował. On zawsze dbał o zwykłych ludzi, bo jeśli nie obchodził go ich los, to równie dobrze mógłby stanąć w jednym szeregu z niegodziwcami uniwersum DC.


Browarre'El: No i sam sobie odpowiedziałeś na pytanie :) Niedoświadczony Superman nagle musi się zmierzyć z potęgą grupy rodaków, którzy dysponują mocami podobnymi do niego, czyli niemal boskimi. Jeśli tego nie zrobi, zginie cały świat, to naprawdę nie jest czas i miejsce na ratowanie kotów z drzew. Superman walczy, ale sam nie da rady – potrzebuje ludzi w takim samym stopniu, w jakim oni potrzebują jego. Inspiruje ich, daje im nadzieję – dokładnie tak, jak jego symbol. On jest nadzieją. Widać to zresztą w cenie, kiedy Fishburne ratuje kobietę, widać w samolocie... A że w trakcie walki dwóch bogów (i kilku pomniejszych) ludzie umierają, budynki się walą, i tak dalej? No bo to właśnie by się działo, gdyby dwie istoty o takiej mocy zmierzyły się ze sobą w pojedynku na śmierć i życie! Cholera, narzekasz na patos, dostajesz trochę mroku i realizmu i też narzekasz? Straszna niekonsekwencja.

 general Cav: Ponownie, patos nie oznacza rezygnację z mroku i realizmu. Patos towarzyszy rozwałce, choć równie dobrze by nie musiał. Dla przykładu, Kal'El ratujący ludzi z płonącej platformy wiertniczej, oto patos w stylu starego, dobrego Supsa. Sam jeden - bóstwo wcielone, naprzeciw żywiołowi i tonom walącej się z nieba stali. Superman ratuje wszystkich, narażając się na niebezpieczeństwo. Z drugiej strony, mamy kryptończyka po nowemu - dobrze wie, że Zod z dziarskim komandem przylecieli po niego i kodeks. Co więc robi, zamiast odciągnąć wrogów z centrum niewielkiego miasteczka? Radosną rozwałkę. Czy to naprawdę tak trudno pojąć? Ci źli mają przewagę, więc zaprowadzę ich gdzie indziej, żeby żaden cywil nie ucierpiał, a przy okazji wojsko miało możliwość użycia najcięższych dział. Nie jest to wiedza z poziomu Sun Tzu. 

Browarre'El: Już ja widzę jak ta cała kryptońska gromada z Zodem na czele dałaby się wyprowadzić w teren. Niszczyliby wszystko w okolicy i zabijali ilu ludzi tylko się da wiedząc, że Supermenowi na nich tak zależy. Szczególnie Zod, po tym, co zrobił z kodeksem Kal'El. No i sam wspominasz o scenie na platformie wiertniczej - kiedy nie było kryptonian chcących zniszczyć Ziemię narażał życie ratując ludzi. I jeszcze narzekasz, że to patetyczne. Czyli Superman kiedy nie ratuje jednostek tylko całą rasę jest zły, a kiedy ratuje - też jest zły. Niekonsekwencja, cały czas niekonsekwencja...


general Cav: Można to podpiąć pod system wartości, który Clarkowi wpoił jego ludzki ojciec. Czy warto jest się narażać tylko po to, by ocalić autobus pełny dzieci? Według Kenta seniora – niekoniecznie. Przecież wystarczy tylko jeden świadek i przybysz z Kryptona zostanie zamknięty w rządowym laboratorium. Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie ośrodka zdolnego powstrzymać Kal’Ela. Pamiętajmy, że wtedy rząd nie posiadał informacji na temat kryptonitu. 


Browarre'El: Podobał mi się ten motyw – stary Kent, który przedkłada dobro ogółu na rzecz jednostki (Clarka) po to, żeby zapewnić mu w miarę możliwości (wiadomo, że w pełni się to nie mogło udać) normalne dzieciństwo. Wolałbyś kolejnego idealnego ojca, w stylu wujka Bena? I wewnętrzny konflikt jaki z tego powodu narastał w Kal'Elu, który tak naprawdę zakończył się dopiero w momencie, kiedy ludzie z zewnątrz zaakceptowali jego – kosmitę. O właśnie, ukazanie Supermana jako wyalienowanego (hy hy) kosmity, który boi się reakcji ludzi, to też bardzo mi przypadło do gustu. No i drugi ojciec, który po tylu latach budzi w nim bohatera.

general Cav: Zgadzam się z większością tego, co napisałeś. Fakt, motyw starego Kenta był inny, ale przez to jak najbardziej interesujący. Również Superman bojący się reakcji zwykłych ludzi był całkiem fajny. Nie zgodzę się jednak co do akceptacji. Świat DC coraz bardziej zaczyna przypominać ten od Marvela, gdzie bohaterowie są równie często opluwani co wychwalani. Zniszczenia i śmierć w których udział miał Superman zostaną jeszcze wywleczone (najpewniej przez Luthora) w kolejnej części i ludzie teraz go wielbiący wtedy się od niego odwrócą.

Browarre'El: Jasne, też mi się wydaje że oprze się właśnie na tym. No i na pozaziemskim pochodzeniu Supermana oraz zagrożeniu jakie stanowi dla ludzkości. Dało się zauważyć loga Lex Corpu już w tej części, a i Wayne Enterprises było. A czy w realnym świecie tacy bohaterowie nie byliby na zmianę opluwani i uwielbiani? Mało masz przykładów?


general Cav: Ten Superman odcina się od postaci znanej nam z kart komiksów oraz serialu Smallville. Nie jest już harcerzykiem w majtkach na leginsach, narażający się dla każdego i w każdej wolnej chwili. W sumie nawet niezbyt przejmuje się zachowaniem tożsamości w tajemnicy. Nie ma żadnego problemu z ucieczką ze statku, gdy zagrożone jest życie ludzkie na platformie wiertniczej obok którego przepływał kuter rybacki. Humor poprawia jemu nawet zniszczenie ciężarówki (nomen omen wyglądającej ciut jak Optimus Prime). Chyba specjalnie zostawia za sobą wyraźny ślad, bo nie jest zdziwiony, gdy zadziorna reporterka w kilka chwil dociera jego tropem do domu Kentów.


Browarre'El: No i widzisz, doroślejsza wersja Supermana, wciąż brak nadmiernego patosu. Chyba, że wolisz tego ze Smallville...

 general Cav: Już tłumaczyłem o co chodzi z tym patosem. Wszystko robione przez niego jest takie ach, och - przesadzone. I nie chodzi tu o nadludzką siłę. Raczej o staranie się za bardzo. Z innej beczki, obecny generał Zod i jego krzyki w obliczu rady na Kryptonie. Groźby, że dopadnie kapsułę z małym Kal'Elem. Ile razy on to powtarzał? Cztery? Krzykiem plus opluwanie gratis.

Browarre'El: Genetyka mu trochę nasrała w głowie, to i krzyczał ;)


general Cav: Właśnie – Lois Lane. Zdawałoby się chodzące źródło fabularnych wpadek. Oto dzielna panna nie tylko podskakuje wojskowym (co było nawet zabawne), by następnie wymknąć się w nocy z bazy na terenie koła podbiegunowego, by następnie zapuścić się w lodowy tunel, wyraźnie nie będący dziełem ludzi. To dopiero początek. Reporterka w trakcie „Człowieka ze Stali” nie tylko rozgryza tajemnicę Clarka Kenta, zakochuje się w nim ze wzajemnością, ale też błyskawicznie opanowuje technologię Kryptona, rozstrzeliwując gromadkę żołnierzy (chyba nawet elitarnych. Jeśli tak, to nie dziwię się, że Zod zawalił zamach stanu na rodzimej planecie). Co ciekawe, na statku generała znajduje się akurat taka atmosfera, która sprawia, że wszyscy kryptończycy są słabi niczym przeciętni ludzie. Zabawne, zważywszy na bezpośrednie sąsiedztwo żółtego słońca, dającego obcym nadludzką siłę. Właśnie ta kobieta, ukochana Supermana i pogromczyni zastępów kryptońskich nie potrafi skapnąć się, że ichni odpowiednik dysku USB powinien wejść do końca w gniazdo. 


Browarre'El: Na statku kryptonian jest atmosfera z Kryptona. Nie mają na nim bezpośredniej styczności z promieniowaniem ziemskiego słońca (to ono daje im moc), bo przed tym powstrzymują je osłony statku i ekranowanie. Co ty, SF nie czytasz? ;) Zresztą to nie byli naukowcy, w przeciwieństwie do Jor'Ela nawet nie zdawali sobie sprawy co może się stać z ich organizmami w ziemskiej atmosferze. Ucieczka Lois może rzeczywiście była nieco naciągana, ale pomagała jej w tym zaawansowana AI, która przejęła statek – to wyrównało szanse. Jak Neo w Matriksie wiał po biurowcu z telefonem przy uchu też się czepiałeś? A tutaj było to coś więcej niż telefon. I też nie skończyło się zgodnie z planem. Co do samej Lois - mi się akurat jej postać podobała. Lois zawsze była dla mnie bezczelną, ładującą się w kłopoty reporterką i taką też jest tutaj.

 general Cav: Czytam i właśnie dlatego jestem lekko zdziwiony tymi wyborami. Ekranowanie, inna atmosfera - wszystko rozumiem. To, że promieniowanie słoneczne daje siłę kryptończyków wiem doskonale. Ale bezczelnie posłużę się wiedzą na temat materiału źródłowego. Na Kryptonie wszyscy doskonale wiedzieli czym się może skończyć wystawienie na działanie promieniowania żółtego słońca. Imperium Kryptońskie w przeszłości dokonywało podbojów sąsiadujących światów właśnie dzięki unikalnemu wpływowi takiego promieniowania. Ten fakt, obok wielu innych na przestrzeni lat dowodzi, że nie można mówić tu o przypadku. Jeśli twórcy filmu nie mieli o tym pojęcia, to gorzej dla faktów? Nawet jeśli, to przecież widzą co się stało z Kal'Elem. Przecież mieli dość czasu, by wchłonąć odpowiednie porcje promieniowania, bo przecież ich statek jest do zdolny do opuszczenia osłon, co udowodnił Jor'El. Nawet jeśli i tu następuje OGROMNE jeśli uznamy, że nie mieli o tym pojęcia, to przecież nadal pozostają elitarną jednostką rodem z Kryptonu. Istotami zaprojektowanymi na żołnierzy. Neo potrafił Kung-Fu a łyżka nie istniała. Tutaj jest reporterka z charakterkiem (bardzo fajnym) i AI. 

Browarre'El: Przecież to początek nowego, filmowego uniwersum - równie dobrze mogli się kierować pierwszymi komiksami z Supermanem, gdzie podnosił samochody. Sam dobrze wiesz, że w komiksach +/- co dekadę zmieniają się szczegóły, często bardzo wyraźnie - ba, DC zrobiło przecież ostatnio częściowy restart wszystkich wydawanych przez siebie serii, takie to fakty. Czepianie się w "Man of Steel" tego, że twórcy  nie uwzględnili kryptonian walczących wcześniej w układach z młodymi gwiazdami, jest jak dowalanie Iron Manowi za to, że Tony w filmie został ranny w Afganistanie, a nie Wietnamie. Zauważ zresztą, że opanowanie nowych mocy wcale nie przychodziło im łatwo, a Clark miał na to całe życie - tylko dzięki temu był w stanie walczyć niemal jak równy z komando kryptoki.


general Cav: Wróćmy jednak do samej fabuły. Mamy tutaj do czynienia z kolejnym filmem z rodzaju „opowiedzmy historię powstania danego herosa, bo przecież nie jest tak, że znają ją nawet przedszkolaki”. Serio, co to ma być za trend? Każdy jeden bohater, choćby to był kolejny reboot traktujący o jego / jej przygodach, musi mieć ładnie wyłuszczone pochodzenie. Spider-Man, X-Men, Wolverine (tak bardzo chcę zapomnieć o tym filmie), Batman, Thor, Hulk, Kapitan Ameryka… właściwie prawie wszyscy. Niektórzy debiutowali dawno temu w lekko głupawych filmach, ale gdy mam poświęcać godziny życia, by poznawać po raz kolejny wydarzenia, które znam niemal na pamięć, to mnie krew zalewa. Tak, wiem – wujek Ben został zabity, odpowiedzialność, siła itp. itd. pierdu, pierdu. Możemy przejść do Maximum Carnage? Wreszcie? Po tylu latach? Kapitan Ameryka był trochę jak Walt Disney, z tą różnicą, że go odmrozili. WIEMY! Niech wróci kopać tyłek Red Skulla. 


Browarre'El: Prawa rynku i tyle. Widzów, którzy wybiorą się na film, a nie znają tych historii jest więcej. Zawodowych krytyków zresztą też. Zgodziłbym się, gdyby nie to, że akurat w „Man of Steel” cała historia origin bardzo mi się podobała.

general Cav: Ostatecznie wracamy do tematu zniszczeń. Żeby umożliwić lepsze zrozumienie sprawy, odwołajmy się do przykładu „Injustice” konsolowego mordobicia z postaciami rodem z DC. Po premierze gry dało się słyszeć głosy krytyki w kwestii jednego z zadań stawianych przed Kal’Elem. Oto przeciwnik zaczyna ciskać w niego samochodami podnoszonymi prosto z drogi. Co zaś czyni Superman? Strzela laserami prosto w nadlatujące pojazdy, zabijając nieszczęśników niewątpliwie uwięzionych w środku.
Jak to się ma do filmu? Otóż tutaj dewastacja miast i doprowadzenie w sposób pośredni do śmierci dziesiątek, jeśli nie setek ludzi jest przyjmowana bez mrugnięcia. Grunt, że się naparzają, budynki walą się w gruzy, a eksplozje co chwila rozświetlają ekran. Nie muszę chyba wytykać niewielkiej hipokryzji przynajmniej części fanów?

Browarre'El: Superman jest harcerzykiem w gaciach na spodniach i ratuje każdą duszyczkę = źle. Superman walczy z kimś równym sobie na śmierć i życie, żeby ocalić planetę. Giną ludzie = źle. Tłumaczyłem to już przy pierwszym moim dopisku, znowu niekonsekwencja.

general Cav: Superman jest harcerzykiem = źle, ale zgodne z prawdą. Superman walcząc z Darkseidem czy z Doomsdayem nie wyrządził takich szkód. Ale odpierałem te zarzuty wcześniej.


(aktualizacja, bo zgubił mi się gdzieś ten tekst) Browarre'El: A w trakcie walki z Doomsdayem to czasem nie zrównali z ziemią sporych obszarów zamieszkanych? W komiksie po prostu nie było tego widać w takim stopniu. W filmie zresztą też nie pokazano śmierci dosłownie, kategorie wiekowe robią swoje. No i znów wracamy do tego, że to nie jest dokładnie ten sam  Superman co w komiksach. I który Kal'El z komiksów jest tym "prawdziwym"? Bo tam też się zmieniał wiele razy.

general Cav: Najgorsze jest to, że części mnie samego to się podobało. Bo film nakręcony jest z rozmachem typowym dla Michaela Bay’a. Bitwy o epickim rozmachu, natężenie efektów specjalnych nieco przekracza zdrowy rozsądek, a muzyka Hansa Zimmera jest… no, jest. Dokładniej, jest taka sama, jak w każdym innym filmie z jego oprawą muzyczną. Jeśli natomiast odrzucić dziurawą fabułę (musiałbym spoilować, a tego nie chcę), takie sobie dialogi, których właściwie mogłoby nie być oraz zrobiony na szybko i właściwie deus ex machina wątek romansu Kal’Ela z Lois Lane, zostajemy z tym, co mnie najbardziej ciekawiło – historią sprzed wybuchu Kryptona. Choroba, poszedłbym na film z Russelem Crowem w roli Jor’Ela. 


Browarre'El: Romans rzeczywiście był trochę naciągany, ale tylko trochę. Lois poznaje Supermana, dziwisz się, że jej nogi zmiękły? A ona jest dla niego tak naprawdę pierwszą istotą ludzką która wie w pełni kim jest, a mimo wszystko go nie odrzuca i wspiera. Więc bez przesady z tym doklejaniem na siłę, mieli dokręcić kilka scen z maślanymi oczkami? To by dopiero była mdła opera mydlana, jak serial z lat 90tych. Co do efektów – u Baya za przeproszeniem gówno widać z tych efektów, bo robi zbyt szybkie sceny, tutaj można się nimi w pełni napawać i nie tracą przy tym na dynamice, Snyder naprawdę zna się na rzeczy.

general Cav: Widać, to prawda. Ale czy by im coś się stało, gdyby choć jedno ujęcie było bez drżącej kamery "z ręki"? Ale bardziej narzekać na to nie mogę - efekty jako takie były naprawdę na wysokim poziomie. Choć jednak! Ostatecznie wkurzyła mnie próba rozśmieszenia widza po dość brutalnym rozwiązaniu kwestii Zoda. Sups rozwala sprzęt wojskowy, po czym rzuca tekstem "Jestem Amerykaninem!". Okeeeej...

Browarre'El: Gdyby ta trzęsąca się kamera była przez cały film, to bym wyszedł z kina, dobrze, że to tylko kilka ujęć na początku... No a kim ma być, jak się wychował w małej mieścinie na południu Stanów, w rodzinie farmerów? Eskimosem? Czy może miał krzyczeć "jestem obywatelem świata, żywność dla Rwandy, adoptuj Chińczyka, utnij se cyc!".

Na zakończenie dodam tylko, że Zod z tej wersji nie ma szans z Zodem z Supermana II. Kneel before Zod! 6/10



Browarre'El: Henry Cavill podobnie jak Michael Shannon nie mieli szans z Reevem i Terrence Stamp już na starcie. Ale i tak wypadli świetnie, szczególnie Shannon. No i fenomenalna Antje Traue w roli Faory - Ul!

Jak już pewnie zauważyliście, ja jestem filmem zachwycony. Dostałem dokładnie takiego Supermana, jakiego oczekiwałem – nie tak patetycznego jak dawniej, bez majtek noszonych na spodniach i ratowania każdej żywej istotki w okolicy Ziemi. Superman z Man of Steel ma MOC i ją wykorzystuje, nie jest niańką ludzkości, dobrym wujkiem Ameryki – jest cholernym WOJOWNIKIEM Ziemi, który zamiast traktować ludzi jak dzieci, pokazuje im jak walczyć, a przy tym sam jest w stanie oddać za nią życie. Takiego Supermana oczekiwałem, takiego dostałem. A do tego świetną historię origin z Jor'Elem, fenomenalny design, niesamowite efekty specjalne i walki, które zapamiętam na długo. To wszystko widziałem w technologii 4DX, z ruchomymi fotelami, silniczkami pneumatycznymi tłukącymi w plecy i sprężarkami powietrza strzelającymi koło głowy, z błyskającą lampą i wiejącym wiatrem, z zapachami... O tak, w takiej technologii ten film należy oglądać. Jasne, film miał swoje wady ("ciężkawe" dialogi chociażby, cholernie wkurzająca na początku "trzęsąca kamera"), ale nie przesłoniły mi one zachwytu nad całością. 10 na 10. W wersji innej niż 4DX - 9/10

Komentarze

  1. Byłam wczoraj i według mnie, gdyby reżyser darował sobie arrtystyczne wstawki (ujęcie klamerek do bielizny w deszczu) oraz National Geographic, a dołożył więcej fabuły byłoby lepiej. Jakiś może rozwój postaci udałoby się upchnąć.Bo jedna sekwencja z Clarkiem przeżywającym fazę Wolverine'a (jestem zarośniętym robolem z północy w kraciastej koszuli)to za mało.
    Ilość patosu mogę przełknąć, choć Kapitan Ameryka robił to lepiej.
    SPOILERY!!!
    Nie jestem fanką, nie znam komiksowego kanonu, ale pewne dziury logiczne w fabule nadal są dla mnie nie do przejścia. Czemu Zod się tak uparł na terraformowanie Ziemi, zamiast skolonizować Marsa? Czemu nikt na Kryptonie nie zwrócił uwagi, że kolonie zamilkły? Srsly.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do kolonizacji - Krypton miał to do siebie, że jego grawitacja na tyle utrudnia wystrzelenie czegokolwiek dalej niż na orbitę, że postanowiono nie tracić zasobów, które i tak były na wyczerpaniu. Loty w kosmos przestały być opłacalne. Co do Zoda. Dlaczego? Bo ludzie się rzucali, a Ziemia była na tyle blisko Słońca, by stanowić dobre miejsce na nowego Kryptona. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ziemia poza tym posiada znacznie inne warunki niż Mars - grawitacja, atmosfera, skład powietrza, woda, bla bla bla - terraformowanie nawet u kryptonian to mimo wszystko nie barbecue na innej planecie ;) W całym Układzie Słonecznym Ziemia nadawała się do tego najlepiej, a przy okazji można było skopać 'Ela

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014