Przejdź do głównej zawartości

Kilofem w Naznaczonego

Ogólnie respektowaną zasadą w kinematografii jest to, że sequel jest gorszy od oryginału. Oczywiście, zdarzają się chlubne wyjątki, ale jeśli przyjrzymy się bliżej gatunkowi zbiorczo zwanemu horrorem, to sprawa przestaje wyglądać tak różowo. Pewnie, tutaj też trafią się perełki, ale szybko giną pod natłokiem odgrzewanych kotletów.

Tym milszą niespodzianką był minimaraton z dwiema częściami filmu "Naznaczony". Pierwszą część obejrzeliśmy z lubą w domowych pieleszach, szykując się na wyprawę do lokalnego multipleksu celem zapoznania się z kontynuacją. Byłem odrobinę zniechęcony faktem, że kroił się kolejny film o duchach nawiedzających Bogu ducha winną rodzinę. Pierwszy potwierdził moje obawy, okazując się być przeciętnym straszydłem z bodaj dwiema scenami, które ze spokojnym sumieniem mogę nazwać interesującymi. Drugi natomiast został chlubnym wyjątkiem od przytoczonej na początku reguły. 

Gdybym musiał wskazać kilka grzechów popełnianych przez kiepskie horrory, powstałaby taka lista:


  1. Beznadziejni bohaterowie - czyli wszelkiego rodzaju postaci robiące wszystko, byle tylko zginąć w malowniczy sposób, najczęściej w piwnicy lub na strychu. Tak w ogóle, to co za kretyn zwiewa na dach w domku jednorodzinnym? Żeby wciągnąć widza w akcję, postaci muszą być interesujące, posiadać motywację, a przynajmniej być łatwe w identyfikowaniu się z nimi. Oczywiście, o ile nie kręcimy slashera. Wtedy bohaterowie pełniący rolę mięsa armatniego powinni być na tyle wkurzający, by widz kibicował na przykład takiemu Freddiemu Kruegerowi w jak najbardziej malowniczym mieleniu irytujących kretynów. 
  2. Kalka mordercy/zjawy/potwora - jeżeli ktoś planuje stworzyć dobry horror, musi zacząć od głównego złego. Jeżeli zawali tutaj, to położy cały film. Nie ma nic złego we wzorowaniu się na istniejących i popularnych, ale nie wolno posuwać się do skopiowania takiego Jasona i zamiany maski hokejowej na czapkę z daszkiem. Zapadający w pamięć mordercy muszą być unikalni w ten czy inny sposób. Czy chodzi o sposób wykańczania, o rekwizyt, czy o motyw popełnianych zbrodni. To samo tyczy się istot niematerialnych. Zabijanie dla samego zabijania w natłoku tego rodzaju filmów nie robi już żadnego wrażenia i może trafić jedynie do fanów gore. Choć nadzwyczajna krwistość również jest cechą charakterystyczną. 
  3. Ciekawa lokalizacja - ileż można kręcić filmów o nawiedzonym domu/psychiatryku/szpitalu? Dlaczego by nie spróbować osadzić akcji w jakimś innym miejscu? Były lasy, jaskinie, nawet szkoła czy supermarket, ale są one zaniedbywane. Szkoda, bo aż proszą się o wykorzystanie. Przysięgam, że każdy kolejny obraz gdzie zło czai się w zapuszczonej piwnicy dostanie ode mnie ogromnego minusa na sam start za skrajny brak kreatywności. 
To by było na tyle, bo oprawa muzyczna to już osobny temat, a cisza w horrorze działa na widza jeszcze intensywniej niż hałas. Prawda, że to w sumie pakiet minimum? Można go zastosować do każdej opowieści i będzie niemal równie aktualny.

Dlaczego więc pierwszy filmowy Naznaczony zdaje się zupełnie ignorować owe punkty, podczas gdy drugi trzyma się ich ściśle? Patrzyłem na stereotypową rodzinę z trójką dzieci i paranormalne zdarzenia, których wyjaśnienie do samego końca było mgliste i w najlepszym przypadku rzucone na odczepnego. Dodatkowo, zabiegi zmierzające do wystraszenia widza skutkowały, przynajmniej w moim przypadku, znudzonym ziewnięciem. Byłem wówczas skłonny okrzyknąć sceny z alarmem do drzwi szczytem bezsensu, a głównego złego - przekombinowanym.  

Naznaczony zaczął zbierać się w sobie dopiero pod koniec, gdy roztacza przed widzem wizję świata, gdzie trafiają ludzie po śmierci. Tutaj wreszcie można znaleźć tak upragnioną atmosferę niepokoju. Ponadto, to tutaj pojawia się, moim skromnym zdaniem, najlepsza scena filmu. Całość jednak nie wywoływała entuzjazmu i zacząłem żywić obawy co do kontynuacji. Zakończenie z tradycyjnym cliffhangerem nie dawało wiele nadziei. Tymczasem Naznaczony Rozdział II okazał się jednym z niewielu filmów, które pozytywnie mnie rozczarowały. 

Poprzednio niespójne wątki zaczęły łączyć się w całość, a im dłużej oglądałem, tym bardziej byłem zainteresowany. Napięcie budowano niemal od samego początku, koncentrując się na przeszłości postaci, która w pierwszej części była najsłabiej skonstruowana. Tutaj staje ona w samym centrum wydarzeń i to od niej zależeć będzie ostateczny wynik starcia dobra ze złem. Brzmi to patetycznie, ale w rzeczywistości takie nie jest. Nie wiem skąd ta nagła zmiana, ale wyszło filmowi na dobre. Odpowiednie natężenie strachów, ciężka atmosfera i właściwie brak przemocy na ekranie (jeśli nie liczyć trupów, które, tak na marginesie, stanowią jedną z najlepszych scen) jest wspomagane przez aktorów, których wreszcie można polubić. Jednak całość blednie w obliczu świata paranormalnego, które tym razem ukazano o wiele ciekawiej. Wreszcie wyrwano się z bajorka filmu o nawiedzonym domu, bo to już nie o dom chodzi. Przysłowiową wisienką na torcie było wyjaśnienie o co chodziło ze sceną z wyjącym alarmem w pierwszym filmie. Ta, wydawałoby się, beznadziejna próba wystraszenia widza nagle otrzymuje głębię, która wzięła mnie z zaskoczenia i wydusiła kilka słów uznania. To nie zdarza się często.

Mam nadzieję ,ze powstanie sequel i to nie tylko z powodu kolejnego cliffhangera, czy tytułu wzbogaconego o Rozdział II. Chodzi tu raczej o sposób powiązania wątków między częściami i wywołaną ciekawość tego, co będzie dalej. Ileż to razy oglądało się kolejne części jakiegoś horroru tylko po to, by otrzymać dziurawą fabułę lub kompletnie niepowiązane wątki. Czasami wychodzi to na dobre, a czasem wręcz przeciwnie. Może to dlatego Naznaczony Rozdział II wywołał u mnie taki entuzjazm. Idąc z negatywnym nastawieniem na film, opuszczałem salę pod wrażeniem. To tak rzadkie doświadczenie, że aż obiecałem sobie nabyć ten film zaraz po premierze. Jeśli jesteście gotowi przemęczyć się przez pierwszą część (choć moja luba oglądała i pierwszą część z przejęciem), to zdecydowanie polecam. Warto, gdyż bez znajomości Naznaczonego, Naznaczony Rozdział II traci sporo uroku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014