Przejdź do głównej zawartości

Kilofem w Desmonda


Assassin’s Creed od dłuższego czasu nie jest już tylko grą. AC stało się instytucją pod skrzydłami której pojawiają się książki, komiksy, gry, ubrania oraz całe mnóstwo gadżetów. Pozostaje tylko wyglądać serialu animowanego lub filmu kinowego. Jak to zwykle bywa, jakościowo jest lepiej lub gorzej, a jak wypadają wydane u nas przez SQN komiksy?

Przygodę z serią traktującą o zmaganiach asasynów z templariuszami rozpocząłem na dobre wraz z częścią drugą. Od Altaira odbiłem się dość szybko, głównie ze względu na charakter zarówno tego pierwszego, jak i Desmonda. Dopiero Ezio Auditore da Firenze sprawił, że zrozumiałem o co chodziło rzeszom fanów. Zrobił to tak skutecznie, że grałem do świtu, byle tylko wykręcić platynę. Później poszło już z górki, aż do części trzeciej, gdzie dupkowaty Connor zaczął mnie odpychać od gry. No i ten Desmond...

Po drodze dodatkowo zapoznałem się z trzema książkami osadzonymi w realiach AC. To dobra okazja, by się do czegoś przyznać. Lubię czytać historie ze świata gier. Taki lekki masochizm, patrząc na jakość sporej części. Przez tragiczne „Baldur’s Gate”, znośne adaptacje tytułów Blizzarda aż po całkiem dobre „Gears of War”, z uporem maniaka kolekcjonuję książki na które wielu nawet nie spojrzy. Ale czego innego oczekiwać od kogoś, kto czyta nawet opisy questów w grach MMORPG (nie wspominając nawet o cRPG)? Niestety, wykształca się u mnie lekka alergia na obecnie panujące zidiocenie gier roleplaying, sprowadzających rolę gracza do naciskania guzika i bezmyślnej podróży za strzałką.
Nie byłem w stanie się oprzeć, gdy w księgarni dostrzegłem komiks „Assassin’s Creed”. Coś, co łączy dwie z moich ulubionych rozrywek – komiks i grę? Musiałem spróbować. Teraz, po lekturze trzech zeszytów, mogę stwierdzić, że SQN dostarcza dokładnie to, czego można było się spodziewać. Rozrywkę dla fanów gier. Tylko ten Desmond...

W tym miejscu przestałem pisać i odłożyłem recenzję na dwa tygodnie. Dlaczego? Otóż nie byłem pewien, jak ubrać myśli w słowa. Trylogia komiksów od SQN wywołała we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony dodaje ciekawy wątek do znanej z gier fabuły, wprowadzając zabójców do bardzo lubianego przeze mnie starożytnego Rzymu, ale z drugiej straszy nierównym poziomem rysunków i chaotyczną linią fabularną. Nie pomaga w tym wszystkim objętość zeszytu, wynosząca zaledwie 48 stron. Mało, szczególnie jeśli ma się dużo do opowiedzenia. 

Scenarzysta, Eric Corbeyran miał spore pole do popisu. Historia o perypetiach Desmonda w Abstergo przeplata się tutaj z opowieścią o losach Aquilusa, by pokazać odbicie tego pierwszego z rąk templariuszy. Czytelnik zostaje wrzucony w środek akcji pędzącej na łeb na szyję i jeśli nie posiada on choć śladowej wiedzy na temat wydarzeń z pierwszych dwóch części Assassin’s Creed, to może sobie od razu dać spokój. Czytelnik zwyczajnie się nie połapie, a nawet jeśli przebrnie przez komiks, to zrobi to raczej bez zrozumienia. 
Sine Qua Non wydało trylogię w dwóch wersjach, komiksy w twardej oprawie wyglądają ładnie i kosztują trzydzieści złotych bez jednego grosza. Tańsza o dziesięć złociszy wersja z miękką oprawą nie wygląda wcale gorzej i jest ukłonem w kierunku fanów, którzy mogliby mieć opory przed wyłożeniem takiej sumy za komiks. Ogólnie należy zauważyć, że SQN wykonał solidną pracę przy wydawaniu tych opowieści spod znaku AC. Ładne wydanie, porządnie przetłumaczone teksty stanowią mocne strony trylogii, a okazjonalne niedociągnięcia, dotyczące braku spolszczenia dźwięku telefonu czy krakania wron to kosmetyka. Chaos fabularny i bardzo mieszany poziom rysunków to bolączki oryginalnego wydania.

Czy Assassin’s Creed to pozycja dla każdego fana komiksu? Zdecydowanie nie. Historia jest pełna niedomówień, a oprawa graficzna wygląda miejscami brzydko. Jednak między stronami można znaleźć ten trudno uchwytny pierwiastek, to „coś” sprawiającego, że chce się czytać. Fani uniwersum nieustające walki asasynów z templariuszami mogą spokojnie sięgnąć po „Desmonda”, „Aquilusa” i „Accipitera”, a także po nadchodzące części. Nawet jeśli nie dadzą się porwać historii, to grafiki z okładek będą ładnie wyglądały na półce. 

Komentarze

  1. Hoł hoł hoł! Szczęśliwego Nowego Roku, FUNtastyko ;) Dla całej ekipy!
    Też swego czasu miałem przyjemność przeczytać komiksy z AC od SQN, ale potraktowałem je - patrząc z perspektywy czasu - dość pobłażliwie. A, bo i kawał czasu temu to było. Teraz staram się być bardziej krytyczny...

    Przeczytawszy recenzję i sięgnąwszy po egzemplarz z półki przyznam rację chyba... po całości. Choć jeśli porównywać gry i komiks, to wiele do powiedzenia nie mam... Ot, w gruncie rzeczy dopiero zacząłem rozgrywkę od AC IV Black Flag (choć w poprzednie części grałem... dosłownie chwilkę). Zdaje mi się więc, że przebrnąłem przez te komiksy raczej bez zrozumienia... Nie, no coś tam zrozumiałem. Chyba muszę sobie odświeżyć raz jeszcze te tomiki... :) A nie miał czasem wyjść jakiś czas temu tom 4? Słuch o nim coś zaginął...

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby miał, ale rozglądanie się po internetach wiele nie dało. Zagranico już mają, bo został wydany w 2012, ale szczerze - nie spędza mi to snu z powiek. ;) Nie chce mnie się wierzyć, że nagle autorzy otrząsnęli się i wprowadzili zupełnie inny styl narracji.
    Wiesz, ten tekst dało się napisać o wiele bardziej krytycznie (z punktu widzenia fana komiksu), ale postanowiłem przysiąść do tematu jako gracz, który spędził wiele sympatycznych godzin z serią AC. Stąd nieco łagodniejszy wydźwięk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za info o tomiku 4! ;)
    Dość przyjemnie wspominam komiksy z AC, ale najpewniej po odświeżeniu sobie serii (jeśli czas kiedyś pozwoli), również nie będę rozpaczać nad tym, że u nas nie kontynuują cyklu. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014