Przejdź do głównej zawartości

Ankh Morpork, czyli dlaczego planszówki są fajne [recenzja]


Przez ostatnie dwa lata Agu za wszelką cenę próbowała mnie przekonać do gier planszowych. Dzisiaj już nawet nie bardzo wiem czemu się przed tym opierałem, ale koniec końców i mnie dopadło. Jedno kosztowne hobby więcej czy mniej... Po wielu dniach przeszukiwania internetów w celu znalezienia odpowiedzi na pytanie "Jaka gra planszowa na początek" wybór padł na Ankh Morpork. Teraz, po kilku miesiącach i ponad setce rozgrywek mogę z całą pewnością stwierdzić, że był to strzał w dziesiątkę. Czemu? Zapraszam do dalszej części tekstu, w którym pierwszy raz bierzemy się za recenzję gry planszowej.


Tak wygląda początkowe rozstawienie dla trzech graczy
Zacznę klasycznie, od opisania pokrótce zasad. Na samym początku gracze losują tajne tożsamości, które określają ich cele w trakcie rozgrywki - może to być wzniecenie odpowiedniej liczby niepokojów, zgromadzenie 50 dolarów, dotrwanie do końca talii kart, umieszczenie agentów w 11 dzielnicach, lub kontrolowanie określonej liczby dzielnic. Łącznie tożsamości jest siedem, ale tylko pięć z nich ma unikalny cel (trzech lordów ma taki sam). Planszą gry jest plan miasta, podzielony na dwanaście dzielnic - to właśnie w nich trzeba będzie realizować wyznaczone na starcie zadania. Znając już swoje tożsamości, gracze rozstawiają na planszy pionki agentów (początkowe rozstawienie jest niezmienne) i znaczniki niepokojów (pojawiają się, kiedy w danej dzielnicy znajduje się więcej niż jeden agent), a następnie dostają po pięć kart. W trakcie swojej tury każdy gracz musi zagrać jedną kartę.
Aby to zrobić, wykonuje akcje znajdujące się na górze karty: może to być postawienie agenta, zrealizowanie tekstu karty, zabicie innego agenta, obrona swojego, itd. Obowiązkowe jest wykonanie pierwszej akcji. Niektóre z kart pozwalają na zagranie kolejnych, dzięki czemu przy dużej ilości szczęścia i dobrej ręce można w trakcie swojej tury wykonać akcje nawet z 5-7 kart. Jeśli na ręce mamy mniej niż pięć kart, możemy z talii dobrać kolejne, aż do momentu w którym w naszym posiadaniu znów jest piątka. Ponadto w kontrolowanych przez nas dzielnicach możemy stawiać domy, dzięki czemu zyskujemy niezależne od kart właściwości, takie jak możliwości dostawiania agentów, pobieranie pieniędzy, itd. Oczywiście domy nigdy nie są bezpieczne, bo nigdy nie wiadomo kiedy w Ankh Morpork nagle zjawi się smok, wybuchnie pożar, lub zjawią się poborcy podatkowi - tego typu dodatkowe emocje zapewniają karty katastrof.


Troll wszedł do złej dzielnicy i padł ofiarą demoniego gangbangu
Tak z grubsza prezentują się zasady - w praktyce uczy się ich już w trakcie pierwszej rozgrywki (trwa od 30 do 60 minut), ponieważ sporą część naszych działań determinują posiadane przez nas karty. Sprawia to oczywiście, że w Ankh Morpork poziom losowości jest duży i gracze wolący mieć 100% kontroli nad taktyką nie będą się tu dobrze czuli, dla pozostałych zapewni to jednak ogromną regrywalność i sprawi, że nawet nowicjusz będzie mógł ograć doświadczonego gracza.
Poziom losowości zmniejsza się jednak wraz z liczbą graczy, o ile przy czterech panuje duży chaos i łatwo się pogubić, tak już przy dwóch gra robi się zdecydowanie bardziej taktyczna. Oczywiście jak w wielu produkcjach, w których zawodnicy rywalizują między sobą, bardzo przydaje się umiejętność blefu - ukrycie swojej tożsamości i odgadnięcie cudzych to klucz do sukcesu.

Zwarte szeregi niebieskich zdały się na nic, wygrali zieloni.
Ankh Morpork oczarowuje już na samym początku, przez jakość wykonania. Graliśmy w domu i poza nim, w trakcie podróży, przeprowadzki i remontu, a jak dotąd nie zauważyliśmy, żeby którykolwiek z elementów uległ zniszczeniu, sądzę więc, że mogę je uznać za trwałe (karty włożyliśmy w koszulki, to jedyne dodatkowe zabezpieczenie). Plansza jest śliczna i wytrzymała, karty zostały narysowane przez znanego z ilustrowania okładek Świata Dysku Paula Kidby'ego i trzeba przyznać, że swoje zadanie wykonał rewelacyjnie. Nad całością unosi się duch tego szalonego uniwersum, pełno jest w grze tak dobrze znanego nam z książek humoru, a przez miasto przewijają się dziesiątki znanych z kart powieści postaci. Jako fan serii cieszyłem się czytając opisy kolejnych kart, każąc Bagażowi zjeść agentów innych graczy, wywołując Rincewindem katastrofę, czy też wygrywając Vetinarim. Dla tych, którzy z twórczością sir Terry'ego Pratchetta nie mieli styczności gra może nie miała aż tyle magii, ale otoczka zupełnie im nie przeszkadzała, a niektórych wręcz zachęciła do sięgnięcia po książki.


Widziałem jak przy Ankh Morpork bawili się ludzie którzy planszówek nie lubią, preferują gry typu euro, mają ponad 50 lat, pijani, trzeźwi, gadatliwi, wycofani, nie przepadający za Światem Dysku albo i za fantasy w ogóle, miłośnicy gier wideo, pisarze, tłumacze, a nawet urzędnicy. Wszyscy łapali zasady w lot, a potem cierpieli na syndrom "jeszcze jednej gry". Jeśli więc poszukujecie tytułu z którym moglibyście rozpocząć swoją przygodę z grami planszowymi, lub brakuje wam prostszej produkcji do grania ze znajomymi nie podzielającymi waszego hobby, Ankh Morpork jest dla was pozycją idealną.


Ocena: 10/10

Edit: przeczytałem ten tekst jeszcze raz, po blisko roku czasu i ograniu kilkudziesięciu kolejnych tytułów i... Sam nie zgadzam się ze swoją recenzją! Chociaż dalej lubię "Ankh Morpork", to jednak uznaję je za tytuł znacznie bliższy przeciętności niż ideałowi... Wciąż jest to jednak świetna gra na początek przygody z grami planszowymi :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014