Przejdź do głównej zawartości

I am Groot! Guardians of the Galaxy [recenzja]

© http://screenrant.com

Zwykle na filmy Marvela chodzę solidnie przygotowany - wiem na jakich komiksach opiera się scenariusz, jacy bohaterowie i przeciwnicy się pojawią, zawczasu zaznajamiam się z tymi historiami, lub chociaż ich streszczeniami i biosami postaci. W przypadku Guardians of the Galaxy zapoznałem się jedynie z krótkimi charakterystykami i poszedłem do kina "na żywioł" (anarchia tak bardzo), szczególnie że komiksowe przygody GotG przed zapowiedzią filmu nie należały do pierwszej ligi...

Natomiast po premierze drużynę kosmicznych wyrzutków powinno wywindować na pierwsze miejsce na listach sprzedaży! Gunn swoim scenariuszem nie stworzył nic, czego już wcześniej byśmy wielokrotnie nie widzieli, chociażby (trzymając się konwencji space opery) w przypadku Firefly czy Star Wars, jednak wszystkie znane i lubiane motywy połączył w sposób arcymistrzowski - to nie prowizoryczna operacja, po której zostają ślady szwów, klejenia i plastry, to space opera doskonała. Szczytowe osiągnięcie gatunku rozsławionego w latach 70tych przez Lucasa. Właściwie przez cały seans towarzyszyło mi uczucie, że oto narodziły się Gwiezdne Wojny dla nowego pokolenia.
Milano mogący stać się statkiem równie kultowym co Millenium Falcon, cała załoga posiadająca swoich odpowiedników; Quill niczym Han Solo, Gamora jak Leia, Rocket Racoon przywodzący na myśl R2D2, Groot ze swoim "I am Groot" - oczywisty Chewbacca, a także Drax... cóż, jego specyficzny styl mówienia może przypominać C3PO. 
 
Nie jest to jednak wadą filmu: wzorowanie się na mistrzach gatunku to najlepsze co można w takim wypadku zrobić. Gunn do tej dość banalnej historii dodał jednak mnóstwo ekranowej magii. Dzięki niesamowicie lekkim dialogom i niewymuszonemu humorowi sytuacyjnemu sala kinowa co chwila wybuchała śmiechem. Nie były to jednak prostackie żarty znane chociażby z Transformers Baya, o to nie musicie się obawiać. Dotychczasowy magik ekranowych dialogów, Joss Wheedon nie tylko znalazł godnego siebie ucznia, James Gunn przerósł mistrza. Rozmowy jakie pomiędzy sobą prowadzą Mściciele w Avengers po posłuchaniu kilku w wykonaniu Guardiansów wydały mi się... drętwe. 
Dynamika opowieści wymusza także nieco bardziej dramatyczne sceny i wypadają one równie dobrze, co te skrzące się od dowcipu. Oczywiście wielka w tym zasługa aktorów, którzy wcielili się w role Strażników. Chris Pratt niesamowitą charyzmą mógłby obdarzyć jeszcze kilku aktorów i wciąż znajdowałby się w hollywoodzkiej czołówce. Cieszę się, że Vin Diesel wolał sto razy powiedzieć "I am Groot", niż wcielać się w rolę Visiona, o której wiele plotkowano. Od Bautisty oczekiwałem roli podobnej do tej, jaka przypadła w udziale młodemu Schwarzenegerowi w Conanie lub Terminatorze, jednak ten zaskoczył mnie kilkoma naprawdę dobrymi scenami - wrestling poza masą mięśni wymaga też umiejętności aktorskich, co Bautista w pełni tutaj pokazał. Bradley Cooper gra nie gorzej niż w świetnym American Hustle i bawi do łez. Troszkę słabiej wypada Zoe Saldana, ale wydaje mi się, że to ze względu na charakterystykę postaci, dość "sztywnej" w porównaniu do reszty ekipy. Kiedy tylko dostaje nieco luzu (np. w ostatniej scenie na statku) sprawia znacznie lepsze wrażenie.

Zastanawiam się, co jest lepsze - warstwa muzyczna, czy wizualna? Ścieżka dźwiękowa do filmu, mieszcząca się na kasecie Star Lorda przypomniała mi czasy, kiedy sam najpierw na kasety, a później na CD nagrywałem różnej maści Awesome Mixy. Podobnie jak to ma miejsce w przypadku scenariusza Gunn, w fenomenalny sposób remiksuje najlepsze rzeczy znane z lat 70tych i wprowadza je w rok 2014. O efektach specjalnych nie ma się co wypowiadać, możecie je zobaczyć chociażby w trailerach. To wizualne cudeńka, dla których warto wybrać się do kina. Żałuję, że po raz kolejny 3D jest tylko dodatkiem i praktycznie nie ma sceny w której byłoby ono rzeczywiście widoczne, dlatego jeśli nie lubicie tego efektu możecie śmiało iść na wersję 2D.


Czy film ma jakieś wady? Cóż, czarne charaktery nie dorównują Guardiansom pod żadnym względem. Najlepiej chyba wypada tutaj Michael Rooker jako Yondu, jednak nie jest on typowym przedstawicielem "tych złych". Ronan jest dość płaską postacią, bardzo jednowymiarową, dlatego też nie można się było po filmie spodziewać, że nagle nada mu większej głębi i odcieni szarości. To nie Thanos... A skoro już jestem przy Thanosie, to szkoda, że jest go tak niewiele. Najlepiej w gronie przeciwników wypada Nebula, jednak próżno tutaj szukać wroga na miarę fenomenalnego Lokiego w wykonaniu Hiddlestone'a.

Recenzję piszę chwilę po seansie, kiedy jeszcze przed oczami przelatują mi sceny z filmu - zwykle staram się tego unikać, ale naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz wyszedłem z kina tak oczarowany. Guardians of the Galaxy to najlepszy film jaki widziałem w tym roku i jeden z najlepszych w ostatnich latach - prawdopodobnie będę go od teraz oglądał równie często co Gwiezdne Wojny. Jeśli w Sevres miałby się znaleźć wzór filmowej space opery, to GotG mogą śmiało zastąpić przygody rodziny Skywalkerów! Idźcie do kina, a może się spotkamy, kiedy będę się wybierał na drugi seans. I trzeci. I ósmy...

Ocena: 10/10

Komentarze

  1. "przypomniała mi czasy, kiedy sam najpierw na kasety, a później na CD nagrywałem różnej maści Awesome Mixy"

    Dokładnie! :)

    Genialny film. Dla mnie ponad 30-latka to był jak powrót do wspanialego kina rodem z Indiany Jonesa. Przygoda, przygoda i jeszcze raz przygoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym do listy space oper obok SW dodał jeszcze produkcje animowane jak Space Pirate Captain Harlock czy oczywiście Captain Future choć GoTG ekipę ma bardziej w stylu outlaw star z aktorskich filmów dodać by można lodowych piratów :) o serialach celowo nie wspominam bo to rzecz na solidną notkę nie komentarz ;-) a sam film kupił mnie już samym szopem no powiedzmy sobie szczerze film w którym gadający szop strzela z giwer wiekszych od siebie nie może być zły z definicji ;-D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014