Przejdź do głównej zawartości

Każdy ma prawo do decydowania o własnym losie. Wszechświat kontra Alex Woods [recenzja]



Jak często zdarza wam się, że po skończeniu książki musicie chwilę zastanowić się nad tym co przeczytaliście? Przyznam, że mnie zdarza się to niezmiernie rzadko. W natłoku książek czekających w kolejce oraz, co często ma miejsce, w przypadku zakończenia danej lektury w metrze – zazwyczaj sięgam po kolejną bez dłuższej kontemplacji nad treścią. Zwłaszcza, gdy książka jest typową przedstawicielką literatury rozrywkowej. W przypadku debiutanckiej powieści Gavina Extence'a „Wszechświat kontra Alex Woods” było jednak odwrotnie. Nie dość, że po przeczytaniu ostatniego zdania potrzebowałam dłuższego czasu na otrząśnięcie się, to także w trakcie lektury zadawałam sobie mnóstwo pytań, na które czasem trudno było mi samej odpowiedzieć. I nawet teraz, na długo po przeczytaniu tej powieści, na niektóre z nich nie znajduję odpowiedzi.

Początek historii Alexa jest... zwyczajny. Mimo wypadku (chłopiec został trafiony meteorytem), który w oczach wszystkich uczynił go wyjątkowym, jest on dzieciakiem jakich wiele. Uczy się, czasem wstydzi się swojej rodzicielki, ma problemy z dokuczającymi rówieśnikami. Szczerze mówiąc, początek książki wydał mi się dość nijaki (żeby nie napisać nudny) i zastanawiałam się nad odłożeniem książki na jakiś czas. Dopiero pojawienie się pana Petersona sprawiło, że powieść nabrała nowych kształtów, a jej odbiór zmienił się diametralnie. Początkowo przymusowe spotkania młodego chłopca, który został odrzucony przez rówieśników za swoją odmienność, oraz pana Petersona, kalekiego weterana wojny w Wietnamie, przeistaczają się w prawdziwą przyjaźń. Dwóch samotników, którzy spotkali się by wypełnić nawzajem luki w swojej egzystencji.

Powieść Extence’a jest, jak to określił jej tłumacz, Łukasz Małecki: "cudownie pozbawiona akcji". I to jest idealny jej opis, więc jeśli ktoś spodziewa się akcji i związanego z nią napięcia, powinien wybrać z księgarnianej półki inny tytuł. Opis z okładki i początkowe sceny naprowadzają czytelnika na zakończenie, ale to wcale nie jest wadą powieści. Najważniejszy element to historia, która doprowadza do takiego zakończenia. Z każdą kolejną stroną czytelnik jest wręcz zmuszany do zastanowienia się nad tym jak sam zachowałby się w sytuacji w której znalazł się nasz bohater, czy miałby w sobie dość siły aby postąpić tak, jak to zrobił Alex.

„Wszechświat kontra Alex Woods”, to moim zdaniem, jedna z najciekawszych powieści jakie ukazały się w tym roku i najlepsza jaką ostatnimi czasy miałam przyjemność przeczytać (obok niej, ale jednak poziom niżej, mogę jedynie postawić „Gwiazd naszych wina” Johna Greena). Książka na pewno spodoba się osobom, które częściej kierują się emocjami, jednak niewykluczone, że czytelnikom, którzy rzadko się wzruszają w tym przypadku także zakręci się łza w oku. W końcu nie każdego dnia człowiek ma okazję by zastanowić się nad tym czy pozwoliłby umrzeć swojemu przyjacielowi.

„8. Pan Peterson powinien mieć prawo do decydowania o własnym losie.”

Ocena: 10/10

Brawo! Jest numer 2. A gdzie szukać trójki? W Czwórce!






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014