Przejdź do głównej zawartości

Śródziemie: Cień Mordoru aka kilofem w Oko [recenzja]

© http://gearnuke.com/
Śródziemie: Cień Mordoru” został słusznie okrzyknięty największym zaskoczeniem ostatnich miesięcy. Już dawno żaden tytuł nie sprawił mi tak miłej niespodzianki – tych niemiłych było wszak aż nadto. Spędziłem grubo ponad dwadzieścia godzin na zwiedzaniu lokacji, wypełnianiu misji oraz wyzwań i zbieraniu rozmaitych znajdziek.

Cava: Uwielbiam klimaty Śródziemia i chętnie wracam do osadzonych tam książek i filmów, ale mam pecha w kwestii gier. Owszem, było kilka niezłych strategii, a MMORPG dawał radę, ale jeśli najlepiej bawię się przy tytułach, gdzie bohaterami są klocki LEGO, to coś jest nie tak. Może dlatego byłem sceptycznie nastawiony do Cienia Mordoru? Wszystko zmieniło się, gdy odkryłem, że mechanika gry to właściwie mariaż Assassin’s Creed i Batmana z serii Arkham. Rozbudzone zainteresowanie nie zmieniło się w hype, postanowiłem zaczekać. Im mniej czasu pozostawało do premiery, tym więcej materiałów z gry spływało do sieci, a ja utwierdzałem się w przekonaniu, że Mordor jest mi potrzebny do szczęścia. Żeby zrozumieć rozmiary decyzji o kupnie tego tytułu, trzeba zrozumieć jedną rzecz. Jesień tego roku jest przeładowana jeśli chodzi o premiery. Pozwólcie, że wyliczę te, które mnie zainteresowały: Alien: Isolation, Middle-earth: Shadow of Mordor, The Evil Within, Lords of the Fallen, Assassin’s Creed: Unity, FarCry 4 i Dragon Age: Inquisition. Cieszę się, że Evolve przenieśli na przyszły rok. Przy moich funduszach oraz premierach planowanych na grudzień i pierwszy kwartału 2015, do wakacji będę nadrabiał zaległości. W obliczu zmasowanego ataku premier, wybór Cienia Mordoru dowodzi jak wielkim zaufaniem darzę autorów. Od razu zaznaczę, że nie żałuję wyboru. Przemierzanie Mordoru zajęło mi ponad dwadzieścia godzin i ani przez chwilę się nie nudziłem. Grze trochę brakuje do ideału, ale spełnia jedno, podstawowe kryterium. Jest niesamowicie grywalna.

el Browarre: Cień Mordoru to dla mnie czarny koń jesieni. Nie wiązałem z tą grą specjalnie dużych nadziei, ale w końcu postanowiłem wymienić na nią przereklamowane Destiny i Watch Dogs i była to bez wątpienia słuszna decyzja. Blisko 30 godzin radosnego szlachtowania hord orków to coś, co tygrysy lubią najbardziej.

© http://www.allthatsepic.com/
Cava: Na temat fabuły i braku zgodności z kanonem świata stworzonego przez Tolkiena toczyły się zażarte dyskusje jeszcze przed premierą. Ludzie wytykali błędy, oskarżali o gwałt na lore Śródziemia oraz rzucali oskarżenia o dojenie marki LotR na każdym kroku. Trudno się nie zgodzić, ale w tym przypadku muszę stanąć po stronie ludzi twierdzących, że to nic takiego. Od czasu premiery pierwszego filmu Petera Jacksona fandom Tolkiena podzielił się na dwa obozy. Część obstaje przy książkach, walcząc z adaptacjami, podczas gdy reszcie podobają się nowe produkcje. Nie chcę się wypowiadać na ten temat, bo to naprawdę grząski grunt. Cień Mordoru to gra, medium , którego główne zadanie to zapewnianie rozrywki i obawiam się, że kurczowe trzymanie się książkowego kanonu odebrałoby lwią część grywalności temu tytułowi. Gracze wchodzą w skórę Taliona, Strażnika, zabitego razem z żoną i synem podczas najazdu sił Saurona. Mężczyźnie nie dane było odejść w spokoju. Został odrzucony przez śmierć i opętany przez żądnego zemsty upiora wyrusza do Mordoru, niosąc ze sobą śmierć i pożogę.

el Browarre: O różnicach pomiędzy książkowym światem, a wizją Śródziemia zaprezentowaną w Cieniu Mordoru można przeczytać np. o tu. Mi osobiście zmiany nie przeszkadzały. Książki Tolkiena to przepiękne opowieści, a wykreowany świat fascynuje, ale do umieszczenia w nim pełnej akcji i juchy historii potrzebuje nieco "podkręcenia". Pewnie gdybym był wielkim fanem Śródziemia miotałbym z tego powodu gromy, ale że nie jestem - w ogóle mi to nie przeszkadzało.


Cava: Przejdźmy do sedna. Głównym bohaterem kieruje się bardzo płynnie i widać tu zapożyczenia ze wspomnianych wcześniej serii Assassins Creed i Arkham. W większości przypadków walka polega na klepaniu guzików odpowiedzialnych za atak oraz unik, a także okazjonalnych przeskakiwaniach nad przeciwnikami czy ich ogłuszania. Na tym się jednak nie kończy. Bycie opętanym przez pragnącego zemsty ducha oddaje w ręce gracza narzędzia, których jedynym celem jest sianie zniszczenia i chaosu na niespotykaną skalę. Talionowi nie wystarczy już radosna rzeź. Jest on w stanie przejąć kontrolę nad wrogami, naginając ich do własnej woli, szerząc zdradę w szeregach armii Saurona. To właśnie ten mechanizm sprawia, że Cień Mordoru wybija się ponad konkurencję. Jak długo gram, tak systemu podobnego do zastosowanego tu Nemesis jeszcze doświadczyłem. Drodzy czytelnicy, na pewno kojarzycie te wszystkie zapewnienia o żyjącym świecie przy kolejnych premierach. Autorzy tego tytułu zbliżyli się do urzeczywistnienia tych szumnych zapowiedzi. Nasi przeciwnicy przemierzają mapę, walczą o władzę, ścierają się między sobą, a do tego mają świetną pamięć. Każdy z Uruków w stopniu kapitana i wyżej pamięta Taliona oraz efekt poprzedniego spotkania. Jeśli gracz poległ lub uciekł spotka się z innym odbiorem niż w przypadku pozostawienia pokiereszowanego i krwawiącego wroga.

© http://media1-us.shopto.net/
el Browarre: System Nemesis to coś, co sprawia, że przestałem o Cieniu Mordoru myśleć jako o tytule wtórnym w stosunku do Assassins Creed czy Batmana. Aż dziw bierze, że nikt wcześniej nie zaimplementował w grze czegoś takiego, bo całość sprawdza się genialnie! Nieustanna walka o władzę wśród uruków sprawia, że każdy napotkany na planszy szeregowy przeciwnik może stać się w pewnym momencie najwyższym rangą dowódcą, a w trakcie, kiedy będzie do tego dążył, zyska moc, nowe umiejętności, zmieni się też jego wygląd. To nie fabuła czy skrypty kształtują przeciwników, tylko właśnie poczynania gracza – losowe, nieprzewidywalne, indywidualne. Każdy z nas tworzy w Mordorze swoją własną historię i to właśnie jest największą zaletą Cienia Mordoru. Cóż może być lepszego w grze z otwartym światem? Poproszę taki system w kolejnym RPG w świecie Elder Scrolls!

Cava: Do tego dochodzi przemyślany zestaw odporności, lęków, słabości i nienawiści u Uruków wyższego szczebla. Jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy radośnie pląsając sobie po mapie trafiłem na kapitana, którego nie byłem w stanie w żaden sposób zranić. Ataki wręcz były równie bezużyteczne, co dystansowe, a na każdą próbę wyprowadzenia ciosu kończącego obrywałem po twarzy. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko podkulić ogon i uciec. Problem wykończenia tego przeciwnika stała się priorytetem. Co tam zemsta na Sauronie, skoro byle Uruk ośmieszył mnie w obliczu jego podwładnych?! Zacząłem zbierać informację na temat owego kapitana tylko po to, by dowiedzieć się, że jego jedyną słabością są... wybuchy. Wszystko fajnie, ale gość akurat wędrował sobie po łąkach i ruinach, a tam raczej ciężko uświadczyć wybuchowych beczek. Jak sobie poradziłem? Wykorzystując naznaczenie w walce i ostatecznie zmuszając otaczających kapitana lizusów do zabicia przełożonego zgodnie z powiedzeniem „w kupie siła”. Piękny to był widok. Ale czym tak właściwie jest to naznaczenie? Podczas walki, gdy wskaźnik serii ciosów przekroczy określoną liczbę uderzeń, Talion otrzymuje możliwość wyprowadzenia jednego z trzech ciosów specjalnych. Może to być atak obszarowy, kończący, albo właśnie naznaczenie w walce. Uruk poddany temu trzeciemu zmienia strony i zaczyna walczyć dla nas, co szybko potrafi przechylić szalę zwycięstwa na stronę Taliona, nawet przy bardzo niekorzystnych warunkach. Ale to nie wszystko. Naznaczeni Urukowie nie znikają ot tak. Póki nie zginą, lub nie zostaną przez nas wykończeni, dalej przemierzają Mordor, z czasem zyskując potęgę i awansując w szeregach armii Saurona. Zabawa systemem Nemesis oraz naznaczeniami doprowadziła do tego, że w pewnym momencie kontrolowałem około 80% kapitanów i komplet pięciu wodzów. Zaczęło się robić nudno, więc ich wykończyłem, pozwalając nowym zająć ich miejsce. W służbie wspomnianego wyżej systemu działa nawet śmierć gracza. Talion, będąc opętanym przez upiora, nie jest w stanie umrzeć. Jest on wyłączany na pewien czas z gry, ale nie oznacza to, że przeciwnicy także przestają działać. Uruk zadający śmiertelny cios z miejsca awansuje w hierarchii, a wszyscy inni bez przeszkód realizują pułapki, rekrutacje, czy inne formy walki o władzę. W Mordorze ani na chwile nie cichnie szczęk oręża. Choć walka jest wciągająca, a mordowanie kolejnych fal sług Saurona jest naprawdę przyjemne, to na tym Śródziemie się nie kończy. Na chętnych czeka szeroka gama znajdziek, misji pobocznych oraz wyzwań i możecie mi wierzyć, większość trzyma wysoki poziom. Autorzy zapożyczyli jeszcze jeden element Assassin’s Creed, czyli synchronizowanie punktów widokowych, w ich miejsce wstawiając Kuźnie. Po wspięciu się na jedną i zsynchronizowaniu, oczom gracza ukazuje się mapa okolicy z zaznaczonymi znajdźkami i ewentualnymi misjami. Warto je realizować, zapewniam. Już same wyzwania (dotyczące posługiwania się jedną z trzech dostępnych broni: łuku, sztyletu i miecza) dają niesamowitą frajdę, stawiając przed graczem interesujące wyzwania. Co lepsze, cele rzadko kiedy się powtarzają. Niestety nie można tego powiedzieć o misjach pobocznych dotyczących uwalniania ludzi z rąk Uruków. Jest to najnudniejszy element gry i musiałem się zmuszać, by przebrnąć przez każde kolejne. Nieco lepiej robi się za połową (bodaj po trzynastu misjach z dwudziestu pięciu dostępnych), ale to wciąż jest to samo, nudne, odbijanie zakładników.

el Browarre: Uwalnianie ludzi to rzeczywiście jedna z najnudniejszych rzeczy jakie można robić w Shadow of Mordor, chociaż mi we wszystkich misjach pobocznych brakowało głównie fabuły, która popychałaby nas do działania. W ogóle fabuła to najsłabszy element gry i nie motywuje nas do niczego. Głównej historii, po bardzo dobrym wstępie, brakuje emocjonujących momentów i ciekawych postaci. Chyba jedynym bohaterem który może zapaść w pamięć, poza naszym morderczym duetem oczywiście, jest krasnoludzki łowca uczący nas jak polować. Chociaż ostatnia scena bardzo wyraźnie daje do zrozumienia, że możemy spodziewać się nie tylko kontynuacji. I to ciekawszej pod względem opowiadanej historii! Dziwne jest to, że ani razu nie czułem gniewu Taliona, na którego oczach dopiero co wymordowano całą jego rodzinę - aktorsko wypadło to blado. Znacznie lepiej sprawdził się aktor grający opętującego nas ducha, a ten, który podkładał głossss Gollumowi dorównał wybitnej kreacji Andy'ego Serkisa.

© http://blastmagazine.com/
Cava: Graficznie jest bardzo dobrze, choć nie mogę się wypowiedzieć na temat wersji na poprzednią generację czy PC, bo grałem na PS4. Przejścia między dniem i nocą, słońcem a deszczem, a także różnorodność terenów, wszystko to robi wrażenie. Więcej, nawet przeciwnicy są zróżnicowani i charakterystyczni. Od razu widać który to zwykłe mięso armatnie, a kto jest kapitanem czy wodzem. Nigdy nie zapomnę skradania się po dachach nocą w strugach deszczu, gdy Urukowie skupiali się wokół ognisk.

el Browarre: Cień Mordoru graficznie prezentuje się doskonale – jak na grę, która pojawia się też na starszej generacji konsol oczywiście (uwaga, na PS3 i X360 system Nemesis nie jest tak rozbudowany). Pamiętam, jak po śmierci z rąk jednego z kapitanów obudziłem się w zupełnie innym Mordorze niż ten, w którym ginąłem. Zamiast na słonecznej, zielonej równinie, musiałem działać nocą, w mroku i deszczu. Takie warunki sprawiły, że zamiast ponownie rzucać się radośnie w sam środek grupy przeciwników, odnalazłem mojego wroga w twierdzy i po kolei eliminowałem nożem jego obstawę, tylko po to, żeby na końcu wykończyć go z ukrycia. Zmienne warunki pogodowe nie tylko wyglądają więc świetnie, ale też potrafią zdefiniować styl naszej rozgrywki!

Cava: Mógłbym się rozpisywać jeszcze długo na temat tej gry, ale chyba nie trzeba. Jestem Cieniem Mordoru zauroczony i z przyjemnością wrócę do tego tytułu przy odrobinie oddechu w zapełnionym premierami końcu roku.

el Browarre: Cień Mordoru dał mi więcej radości niż Watch Dogs i Destiny razem wzięte. Jeśli lubicie Assassins Creed i Batmana, a do tego nieobce wam Śródziemie, to nawet nie zastanawiajcie się nad zakupem. Nowatorska mechanika Nemesis sprawi, że przeżyjecie w Śródziemiu unikalną, ociekającą krwią orków historię, o której będziecie potem mogli opowiadać innym Strażnikom przy rogu ale.

Ocena Cava: 9/10

Ocena el Browarre: 8/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014