Przejdź do głównej zawartości

Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów [recenzja] BEZ SPOILERÓW

Po ośmiu latach, jakie minęły od czasu będącego faktycznym początkiem Marvel Cinematic Universe „Iron Mana” zacząłem odczuwać lekkie znużenie kinem superbohaterskim tworzonym przez Disneya. Uczuciu temu na pewno nie pomógł średni „Czas Ultrona” oraz fatalne „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” od konkurencyjnego DC; biorąc pod uwagę zbliżoną tematykę oraz datę premiery od porównań do tego drugiego filmu nie da się zresztą uciec. Na „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” szedłem więc ze sporymi obawami. Tym większy był jednak mój entuzjazm po wyjściu z sali kinowej!



„Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” rozpoczyna się w podobny sposób, jak jego komiksowy odpowiednik, od nieudanej akcji superbohaterów, w wyniku której giną cywile. W efekcie tych zdarzeń herosi zmuszeni są poradzić sobie z dyplomatycznym kryzysem, co z kolei prowadzi do rozłamu w samej drużynie. Tony Stark dąży bowiem do zwiększenia kontroli nad działaniami ludzi obdarzonych mocami, natomiast Steve Rogers, pamiętając wydarzenia z „Zimowego Żołnierza” i skalę inwigilacji dokonanej przez Hydrę, nie chce powierzać losu własnego oraz drużyny w ręce polityków. O ile jednak w komiksie różnice ideologiczne pomiędzy przyjaciółmi stanowiły rdzeń konfliktu, w filmie schodzę one na dalszy plan. Bracia Russo sprawili, że powody popychające bohaterów do konkretnych działań są znacznie bardziej osobiste, a podstawą konfliktu są relacje w trójkącie Stark-Rogers-Barnes. Chociaż w filmie pojawia się znany z kart komiksów złoczyńca, Baron Zemo, jego rola jest naprawdę marginalna. W trwającym niedawno komiksowym wydarzeniu „Secret Wars” w jednym z tie-inów Charles Soule postanowił pokazać jak mogłaby wyglądać przyszłość, w której herosi uwikłani w Wojnę Domową nie przestają walczyć. W ciągłym podsysaniu konfliktu brały udział siły Skrulli, w kluczowych momentach prowokując oraz mordując przedstawicieli zwaśnionych stron, i podobną rolę w „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” pełni Zemo. Niestety nie jest to przeciwnik, którego zapamiętamy na długo i z przykrością stwierdzam, że po raz kolejny Marvel zmarnował potencjał superłotra.

Siłą napędową filmu są znakomicie napisani bohaterowie. Chociaż na ekranie pojawia się ich wielu, w jakiś tajemniczy sposób braciom Russo udaje się sprawić, że każdy z nich ma szansę zabłysnąć i nikt nie może czuć się pominięty. Dotyczy to zresztą nie tylko postaci, które już dobrze znamy, ale także nowych twarzy – Spider-Mana i Czarnej Pantery. Ekranizacje komiksów jak dotąd („Spider-Man 3”, „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości) nie rozpieszczały nas przy wprowadzaniu większej ilości ikonicznych postaci, jednak „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” stanowi wyjątek od reguły. I to jaki! Zarówno Pantera, jak i Pająk zostali niemalże żywcem przeniesieni z komiksowych kadrów na ekran i swoimi występami rozbudzają apetyt na solowe filmy ich udziałem. Wcielający się w Spider-Mana Tom Holland znakomicie odnajduje się zarówno jako Peter Parker, onieśmielony i ciekawski nastolatek (w końcu nie gra go aktor po 30stce!), jak i Pająk, rzucający w trakcie walki żarcikami, próbując sobie w ten sposób dodać odwagi; w obu tych wcieleniach jest niezwykle naturalny, świetnie oddając dualny charakter granej postaci. Chadwick Boseman jako Czarna Pantera zdaje się być przeciwieństwem młodego bohatera - jest poważny, zawzięty i pewny siebie, zarówno jako T'Challa, jak i po włożeniu kostiumu; ani przez moment nie zapominamy, że jest dumnym władcą potężnego państwa! To z jak wielkim szacunkiem bracia Russo podchodzą do materiału źródłowego, a jednocześnie umiejętność przekładania tego na język srebrnego ekranu jest niesamowite! Chociaż bezpośrednio kontynuowane są tu historie zarówno z „Avengers: Czas Ultrona” jak i „Zimowego Żołnierza”, to w natłoku wątków i postaci nie zapominamy, że jest to film o Kapitanie Ameryce. Trzeba jednak pamiętać o tym, że widz który nie widział wspominanych produkcji może poczuć się zagubiony.

Oglądając zwiastuny odnosiłem wrażenie, że „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” nie zaskoczy mnie niczym w kwestii pokazania scen akcji. Spodziewałem się sekwencji równie udanych co w „Zimowym Żołnierzu”, ale niewiele wychodzących poza poziom tej produkcji. Bardzo skromnie wyglądała np. scena na lotnisku, w której dwie drużyny bohaterów ruszają na siebie, niczym w komiksowych odpowiednikach. Cieszę się z faktu, że zwiastuny pokazały tak niewiele, ponieważ to, co widzimy w czasie pojedynku obu zespołów, to jedna z najlepszych scen walki w historii kina – i nie mam tutaj na myśli jedynie jego superbohaterskiego odłamu! W trakcie seansu ma się wręcz ochotę głośno krzyczeć z wrażenia! Fantastycznie wypadają także te bardziej kameralne pojedynki, chociaż osobiście żałuję, że niektóre ujęcia nie trwały odrobinę dłużej – mam nadzieję, że przy „Avengers: Infinity War” bracia Russo zdecydują się na mniej agresywny montaż.

Wszystkich którzy obawiali się zbyt lekkiego tonu filmu pragnę uspokoić – zdecydowano się tutaj na utrzymanie klimatu znanego z „Zimowego Żołnierza”. Nie znaczy to oczywiście, że nie ma żartów – jest ich wiele i niektóre są naprawdę znakomite (scena w samochodzie!). Chciałbym także zobaczyć kiedyś team-up Ant-Mana i Spider-Mana, obaj nie znają umiaru w rzucaniu kąśliwymi komentarzami podczas walki. Jednak kiedy przychodzi pora, aby uderzyć w poważniejsze tony, scenarzyści kończą z dowcipami. Jest tu wiele dramatycznych scen (fantastycznie zagrał Robert Downey Jr) i nikt nie próbuje przerywać ich tanimi żartami. Nie wiem niestety jak wygląda kwestia tłumaczenia i czy nie pojawiają się w rodzimej wersji potworki pokroju „Tak, to moja stara.”, ponieważ na pokazie prasowym wyświetlano wersję bez napisów.

„Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” jest spełnieniem marzeń każdego, kto zaczytywał się (i/lub w dalszym ciągu to robi) w komiksach. Nie było jeszcze produkcji, która w równie udany sposób przenosiłaby superbohaterszczyznę na kinowe ekrany. Bracia Russo potraktowali materiał źródłowy niezwykle dojrzale – nie próbowali bez ładu i składu wrzucać do filmu dziesiątek odniesień zrozumiałych jedynie dla zagorzałych fanów historii obrazkowych (co nie znaczy, że mrugnięć okiem nie ma!), jak to uczynił Zack Snyder, a wzięli to, co w komiksach najlepsze i wykorzystali do zbudowania spójnej całości. Tytułowy konflikt nie został przedstawiony w jednoznaczny sposób – każda strona ma swoje motywacje i widz nie musi się doszukiwać sensu w działaniach bohaterów dopiero po seansie. Każda akcja i podjęta decyzja z czegoś wynika, a dzięki temu, że postaci są znakomicie skonstruowane, przejmujemy się ukazanymi wydarzeniami. „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” to najlepszy film Marvela, najlepsza produkcja z superbohaterami, a także jeden z najlepszych filmów akcji w historii kina!

Komentarze

  1. Uwielbiam filmy o Kapitanie Ameryce :). Mój ulubiony superbohater z wszystkich Avengers-ów. Swoją drogą bardzo podobała mi się ostatnia część sagi - Infinity War. Posiadam nawet sporą kolekcję przedmiotów kolekcjonerskich związanych z tym filmem m.in. oryginalny kubek z motywem filmowym, który znalazłem na https://4gift.pl/gadzety/gadzety-filmowe/avengers-infinity-war-gadzety-z-filmu/. Już nie mogę się doczekać kolejnej części bo ta zakończyła się bardzo ciekawie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014