Przejdź do głównej zawartości

Kilofem w Zwycięzcę

Zacznijmy niniejszą recenzję od wyjaśnienia jednej rzeczy. Pierwszy tom cyklu o Dorze Wilk dostałem w ramach prezentu i pochłonąłem go w pociągu po drodze z Falkonu do domu. Podobało się, głównie ze względu na wyraźnie zarysowane postaci i pomysł na świat. Niby była tam jakaś sprawa kryminalna, niby jakieś śledztwo, ale stanowiła ona jedynie tło do ukazania stosunków między dynamicznym triem bohaterów.

Dlatego też czekałem na drugi tom, żywiąc nadzieję na rozwinięcie postaci, pokazanie ich z nieco innej strony, ukazanie czytelnikowi jaką drogę musieli przejść, by stać się tym, kim są obecnie. Niestety, doczekałem się tylko krótkiego fragmentu dotyczącego Dory. Cała reszta „Bogowie muszą być szaleni” dotyczyła narastającego napięcia seksualnego i radzenia sobie z nowymi mocami. Nie muszę dodawać, że mój zapał nieco oklapł.
Pocieszając się tym, że nie znam wielu cykli utrzymujących równy poziom, czekałem na trzecią część. Jakby tego było mało, dotarły do mnie zapewnienia, że w „Zwycięzca bierze wszystko” Dora ma dostawać po części zadniej. Ucieszyłem się, bo taki obrót spraw musiał wyciągnąć na światło dzienne kilka innych cech charakteru bohaterki oprócz tych związanych z mordobiciem i obroną uciśnionych (na więcej w temacie Mirona i Joshui nawet nie liczyłem. Czytelnik musi sobie radzić z informacjami na temat rodziny tej nadprzyrodzonej dwójki oraz faktem, że są ideałami).

Trzecią część przygód Dory i ekipy kupiłem na dzień przed oficjalną premierą, ale musiałem trochę odczekać nim zabrałem się za lekturę. Częściowo ze względu na inną czytaną wtedy książkę, a częściowo w związku z obawą przed rozczarowaniem.  Na lewo i prawo kwitły huraoptymistyczne recenzje, a ja gapiłem się na stosik „do przeczytania” i nie wiedziałem co zrobić. Ostatecznie zebrałem się w sobie i wylądowałem na kanapie z książką na kolanach. Oczom wyobraźni ukazała się ucieczka tria z Torunia / Thornu oraz zupełnie nowa moc Dory. Postanowiłem ją zignorować i dobrze, bo inaczej przestałbym czytać, a fragment, gdzie Dora, Miron i Joshua dochodzą do siebie na wsi jest moim ulubionym dotychczas.

To właśnie tutaj Aneta Jadowska naprawdę pokazuje, że ma talent. Opisy domku babci Dory Wilk i uczuć towarzyszących bohaterce w tym miejscu sprawiły, że ponownie dałem się wciągnąć lekturze. W tym momencie nie przeszkadzały nawet wszechobecne zdrobnienia (poza dwoma przypadkami, ale o tym później), czy rozchwianie emocjonalne bohaterów godne brazylijskiej telenoweli. Opisy niosą w sobie naprawdę spory ładunek wspomnień i uczuć, aż się chce w nie zagłębić. Autorka buduje przed czytelnikiem obraz bardzo ważnego dla niej miejsca i robi to z taką wprawą, że aż żal bierze, gdy bohaterowie słowami zakłócają ten nastrój. To właśnie element poznawania siebie związany ucieczką z miasta jest namiastką tego, czego oczekiwałem od tego cyklu. Można spojrzeć w głąb Dory i można jedynie żałować, że Miron i Joshua zostali potraktowani po macoszemu.

W trzeciej części pojawia się kilka mniej lub bardziej ciekawych postaci, z których najbardziej polubiłem Nathaniela, czyli najmłodszy dodatek do anielsko-diabelskiej rodziny. Niestety, jak na zbuntowanego nastolatka po przejściach daje się on dość szybko rozbroić łagodnej stronie wiedźmy. Jednak nie ma tego złego i dzięki niemu zrozumiałem co jeszcze leży mi na sercu względem przygód Dory z ferajną. Wszystko przychodzi im zdecydowanie zbyt łatwo. Jeśli natykają się na problem, to nagle zostają wyposażeni w nowy zestaw umiejętności akurat w sam raz pasujących do sytuacji. Całość wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby Joshua zamiast zostać empatą otrzymał zdolność otwierania myślą słoików z dżemem. To, że autorka nie stawia bohaterów w sytuacjach w których musieliby się napocić sprawia, że nie angażuję się w ich losy. Dora jest ranna? Spokojnie, przecież jeden z herosów może odkryć zdolność leczenia o której do tej pory nie miał pojęcia!

Prócz nonszalancji w radzeniu sobie z przeszkodami, do pasji doprowadzały mnie wszechobecne zdrobnienia. Wszelkiego rodzaju ptaszyny, skarbeczki czy inne słodziaczki jeszcze wytrzymałem, bo przecież sam nie mówię do mojej połówki po imieniu, ale gdy trafiłem na „tętniczki”, musiałem przestać czytać. Wkurzony do granic, rzuciłem książką przez pokój (tak, to się zdarza), strasząc kota. Warcząc pod nosem, zacząłem grać w GTA IV, by się rozładować mordując mieszkańców Liberty City. Kilkadziesiąt granatów i dwa wiadra naboi do kałasza później, wróciłem do lektury... Ale tętniczki pojawiły się po raz drugi i dałem sobie spokój (posylając powieść lobem przez pokój), aż do dnia następnego. Zarzekałem się, że trzeciego razu z tętniczkami nie wytrzymam.

Zawiodłem się także na zapewnieniach, że od tego tomu Dora będzie już tylko obrywała. Nie jest to prawda. Główna bohaterka nie tylko wzbogaciła się o nowe zdolności, supersiłę i holograficzne skrzydła, ale pozyskała dwóch potężnych przyjaciół i rozłożyła w pojedynku jeden na jeden kogoś, kogo zwyczajnie nie miała prawa rozłożyć! Bo czymże jest kilka dni treningu wobec tysięcy lat czasu na szlifowanie umiejętności? Zauważcie też, drodzy czytelnicy, że otarcie się o śmierć któregoś z bohaterów to już tradycja cyklu. W każdej z części ktoś umiera, ktoś gorączkuje, a przeciwnicy nie mają za wiele do powiedzenia. Właściwie, to Dorę o wiele bardziej sponiewierano w tomie pierwszym niż w „Zwycięzca bierze wszystko”.
Czy trzecia część przygód wiedźmy, diabła i anioła jest warta polecenia? Trudne to pytanie, na które nie posiadam jednoznacznej odpowiedzi. Na pewno nie przekona czytelników, którzy nie potrafili strawić poprzednich dwóch. Nie jest też najlepszym sposobem na rozpoczęcie znajomości z twórczością Anety Jadowskiej. Każdy musi wyrobić sobie własne zdanie na ten temat, choć moim skromnym zdaniem warto przeczytać choćby fragment dotyczący pobytu bohaterów na wsi.  

Na zakończenie dodam tylko, że sięgnę po kolejną część. Choćby ze względu na nadzieję, że talent do naprawdę plastycznych opisów oraz solidny warsztat autorki przebije się przez tętniczki,  niesamowite moce postaci i ich nadzwyczajne szczęście.

Ocena: 5-/10



Pozostałe recenzje cyklu:

 Aneta Jadowska - Złodziej dusz. Dora Wilk #1 by Agu











Aneta Jadowska - Bogowie muszą być szaleni. Dora Wilk #2 by el Browarre










Komentarze

  1. Przyznaję, że czekałam na tę recenzję :)
    Ostatnio wiedziona czytelniczym masochizmem przypomniałam sobie cykl o Anicie Blake. Cykl o Dorze zawiera podobieństwa do tej niesławnej serii, zwłaszcza w konstrukcji fabuły. Choć jest lepszy. Dużo lepszy.

    Przeczytam trzeci tom, jak tylko wypuszczą go w formie ebooka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam sobie, że kijem owiniętym w szmatę nie tknę kolejnej Dory. Zarzekałam się przez wieczne szczęście, ten ich dziki trójkąt i pieruńskie zdrobnienia. To jest strata czasu. I niezła przeprawa dla konsoli, na której bym pewnie odreagowywała. A jednak... Diabeł mnie podkusił, przeczytam. Tylko nie wiem, w jakim potem będę stanie. Już na samą myśl o tętniczkach mnie rzuca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tą książką jest wyjątkowo coś nie tak. Długo zastanawiałam się na tym, co jest tego przyczyną. Niewątpliwie jest to najlepsza część, a z drugiej strony najbardziej nijaka. Są książki, w których chciałoby się przeczytać wszystko na temat bohaterów. Z Dorą tak nie jest. Jej wspaniałość doprowadza do stanu gorączki, spowodowaną na reakcję przesłodzenia. Kobieta lat trzydzieści (dwanaście lat jako wiedźma) jest jedyna w swoim rodzaju. Jej korzenie sięgają wszędzie. Jeżeli zajdzie potrzeba okaże się, że jest potomkiem Pani Wilków, Bogini Płodności, Pani Północy – do wyboru do koloru. Potrzebne coś jeszcze? Nie ma sprawy, uaktywnią się w niej wampirze zdolności, diabelskie, anielskie… Dora jest tak znakomita, że potrafi zjednoczyć niebo i piekło, sprawić aby Karmazynowy Książę uznał ją za przyjaciółkę, a wszystkie magiczne istoty, które żyją wieki dłużej, będą chylić czoła przed jej inteligencją, charyzmą, sprytem i powabem. Za dużo cukru w cukrze. Miałam w głębokim poważaniu co trapi naszą wspaniałą wiedźmę, bo wiedziałam, że w krytycznym momencie uaktywni się w niej jakiś dar, który sprawi, że wyjdzie z opresji. W trzeciej części, autorka zagalopowała się. Sprawiła, że Dora jest tak fantastyczna, że to inni będą odnajdować w sobie cechy i talenty (których nigdy nie było!), aby jej pomagać. Jednak coś sprawiało, że w przeciwieństwie do poprzedniej części, nie miałam ochoty wyrzuć książki za okno. Pomimo ciągłego przewijania się nowych osób, nie sposób dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Nie jest to zasługa ich tajemniczości czy wstydliwości, a tym, że Dora nie potrafi zniknąć choć na chwilę. Jest jak plaga egipska. Jeżeli wywalić wiedźmę z kart historii, to zostanie nam ¼ wspaniałej opowieści, wartkiej akcji i niekończących się intryg. Te opowieści czyta się znakomicie. Jest jedno wielkie ale. Coś jest nie tak z tymi opowieściami. Pomimo, że dzieją się w piekle, na ziemi i w niebie to są one bardzo przyziemne. Odbicie dzieci, proces w niebie, walka w piekle czy też inne potyczki nie wyglądały jakby odbywały się w świecie fantasy. Rzeczy natomiast, które były związane z iście magicznym światem były jak odgrzewane kotlety. Przywoływanie demonów, sąd duszy, pomoc duchów, była przedstawiana w taki sam sposób w wielu książkach, filmach i serialach. Nie było tam nic nowego czy świeżego, co sprawiłoby, że człowiek czułby się usatysfakcjonowany z obrotu wydarzeń. Autorka poszła na skróty i przedstawiła nam stare, dobre i wszystkim znane chwyty. Czytając Zwycięzca bierze wszystko jest jak z oglądaniem taniego horroru. Wiesz, że ofiara uciekając przed oprawcą, za chwilę się przewróci, potykając się o swój cień. Nie potrafię znaleźć w tej książce nic nowego, nie potrafię też sprecyzować dlaczego trzecia część jest najciekawsza. Może sposób w jaki piszę Jadowska jest tu trochę inny niż w poprzednich tomach? Naprawdę nie wiem. Zwycięzca bierze wszystko jest nijaka tylko i wyłącznie dlatego, że nie odczuwało się w niej czegoś nadnaturalnego, pomimo tylu istot magicznych. Jednak czyta się ją dobrze. Czy jest to książka, którą warto polecić? Nie sądzę. Zwłaszcza, że Dora jest tak zajebista, że Joshua nawet potrafi przeżywać jej orgazmy :D Że tak napiszę: kurwa mać, ja pierdole!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się w komentarzach. Anonimowe komentarze będą likwidowane ;)

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014