Przejdź do głównej zawartości

Cormoran Strike po raz drugi. Jedwabnik [recenzja]


Pisząc recenzję „Wołania kukułki” wspominałam, że przeczytam kolejny tom o Cormoranie głównie ze względu na to, iż mam nadzieję, że Rowling wciąż może mnie czymś zaskoczyć. Niestety nadal tego nie zrobiła, ale małymi kroczkami...

Kolejna odsłona przygód Cormorana Strike’a – detektywa, kalekiego weterana wojny w Afganistanie i zgorzkniałego faceta w jednym - rozpoczyna się kilka miesięcy po rozwiązaniu sprawy morderstwa modelki Luli Landry. Wraz z Robin, która z tymczasowej asystentki stała się asystentką na stałe, nie mogą narzekać na brak zleceń. Niestety te wirują jedynie wokół niewiernych małżonków i oszukujących partnerów biznesowych. Może właśnie dlatego gdy w biurze pojawia się Leonora Quine, uparta i ani trochę nie wyglądająca jakby było ją stać na usługi Strike’a, żona zaginionego pisarza, detektyw pozbywa się klienta z grubym portfelem i postanawia znaleźć Owena Quine’a. 

Z opisu wydawcy wiadomo, że Cormoranowi udaje się znaleźć pisarza, niestety ten już nie żyje. Może to skutek czytania cyklu o Davidzie Hunterze Becketta, ale opis śmierci oraz miejsca zbrodni uznaję za duży plus tej powieści. Idealnie oddany obraz tej sceny sprawia, że ta w wyobraźni czytelnika jest niezwykle plastyczna - niemal czuje zapach rozkładającego się ciała.

Podobnie jak w „Wołaniu kukułki”, tłem dla fabuły jest poznawanie świata w którym żył zamordowany. Poplątane stosunki towarzyskie, dawne krzywdy, kłamstwa, kłótnie. Po raz kolejny autorka podsuwa czytelnikowi zestaw postaci z których może typować własnego kandydata na mordercę. I ponownie plejada tych postaci jest najwyraźniejszym elementem powieści. Poza Cormoranem, który po sukcesie związanym ze sprawą Landry stał się trochę mniej zgorzkniały, a nawet jest w stanie sprawić, że czytelnikowi jest go trochę szkoda. Dobrze wypada też Robin. Ta, ku niezadowoleniu swojego narzeczonego, została stałą asystentką detektywa z ambicjami na bycie wspólniczką. Poznajemy też ludzi ze świata literackiego: agentka Quine’a, dawny przyjaciel, a obecnie największy wróg, ekscentryczny wydawca, z pozoru miły redaktor, wreszcie histeryczna żona oraz córka nierozstająca się ze swoją małpką. Barwnych postaci jest tu bez liku, a każda z nich, do czego Rowling zdążyła już przyzwyczaić, ma w sobie coś, co intryguje czytelnika.

Warto także zwrócić uwagę na relacje między detektywem a asystentką, które można określić jako dość skomplikowane. Mam zresztą nadzieję, że autorka nie zmieni tego w kolejnych częściach - romans pomiędzy nimi pozbawiłby ten duet specyficznej chemii. Byłby to też znak, że Rowling skończyły się odbiegające od sztampy pomysły na bohaterów, a to przecież największa zaleta tego cyklu.

„Jedwabnik” stoi półkę wyżej niż „Wołanie kukułki”. Mimo, iż powieść oparta jest na prostym schemacie, to sprawność z jaką pisze Rowling sprawia, że niemal się go nie zauważa. Jeśli autorka do siódmego tomu (tyle zostało zapowiedzianych) będzie podnosić poprzeczkę w takim tempie, to przy ostatniej części zabraknie skali. Nie obraziłabym się.  

Ocena: 7/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fabryka Wkurw, czyli siedem grzechów głównych Fabryki Słów

Destiny [recenzja]

Zajdle 2014